poniedziałek, 30 września 2013

Podsumowanie pielęgnacyjnego planu na wrzesień

Dzisiaj był mój ostatni dzień w pracy i od środy zaczynam trzeci rok studiów, także... Ciekawie będzie się działo w moim organiźmie. ;) Bardzo łatwo się stresuję, nie potrafię sobie w ogóle radzić ze stresem, a więc jestem w 100% pewna, że odbije się to na moich włosach i całej reszcie. Pora na podsumowanie moich wrześniowych obietnic. :)

Dieta

Kawa - nie piłam jej ani z nudów, ani z przyzwyczajenia, ponadto piłam tylko 2 kubki dziennie z trzema wyjątkami, gdzie potrafiłam wypić nawet do 6, ale... po prostu musiałam, inaczej nie wytrzymałabym całego dnia na nogach. ^^" 

Piłam po 1,5l wody dziennie, także i tutaj jestem z siebie zadowolona. Ale tak bardzo wzięłam sobie do serca kolację bez węglowodanów, że zamiast zdrowo się odżywiać po prostu schudłam. Z 50kg zeszłam do 48, co w przypadku moich 168cm wzrostu jest złym wynikiem. Muszę jakoś zdrowo przytyć i jestem pewna, że wpłynie to pozytywnie na stan moich włosów. :) Kolejnym moim błędem było traktowanie np. jednego pomidora jako posiłek. Zamiast się najadać, niedojadałam i sama jestem sobie winna, że mój organizm stał się osłabiony. Kiedy brakuje nam witamin, czy innych ważnych rzeczy, włosy odżywiane są na samym końcu albo w ogóle. Organizm woli dostarczyć niezbędnych elementów np. mięśniom, a nie włosom, więc te ostatnie są bardzo zaniedbywane i odbija się to na ich wyglądzie, bądź cebulkach - i przez to wypadają.

Humavit, magnez i żelazo biorę dalej, ale suplementy diety nie są w stanie zastąpić jedzenia. Nie zauważyłam, żeby działały, może nie mają gdzie działać... Niektóre witaminy, czy mikroelementy rozpuszczają się w tłuszczach, a skoro nie dostarczałam tłuszczów, jak miały przeniknąć do organizmu?

Olejowanie

Dzięki olejowi lnianemu bardzo przyjemnie dbało mi się włosy w tym miesiącu. :) Efekty olejowania widać już po pierwszym użyciu, więc z chęcią sięgałam po niego co drugi dzień przez cały miesiąc. Tak jak pisałam wcześniej, zaprzestałam olejowania skalpu na czas stosowania Jantaru.

Wcierki

Na miejsce kozieradki wszedł Jantar, który dziwnym trafem dostałam w końcu w aptece. Wcierałam go codziennie przez 3 tygodnie, a jutro mam zamiar napisać o nim coś więcej i ocenić jego działanie.

Sobota - mini spa

Peelingowałam i maseczkowałam nie tylko włosy, ale i twarz. Bardzo mi się spodobała idea takiego spa raz w tygodniu. To bardzo miły relaks i można tego dnia zwolnić trochę z życiem, ponudzić się w domu, pochodzić w piżamie... Uwielbiam takie dni. :) Mini spa pomaga mi utrzymać włosy odpowiednio nawilżone i odżywione.

Inne

Tylko dwa razy użyłam suszarki. :D I to w sytuacjach, kiedy musiałam natychmiast wybiec z domu na zimno. Co do stresu - nie miałam w tym miesiącu jakichś szczególnie stresujących sytuacji. Jeśli jakieś się pojawiły, to niestety bardzo je przeżywałam. Powtórzę się, ale po prostu nie potrafię radzić sobie ze stresm. :<

***

Trudno mi ocenić, czy jestem zadowolona z tego, co zrobiłam przez ostatni miesiąc. Sporo rzeczy poprawiłam, ale popełniłam również parę błędów, które - po dłuższym zastanowieniu - wpływają na negatywną ocenę planu pielęgnacyjnego na wrzesień. Sporo dobrych uczynków,  parę grzechów wielkiej wagi. Zaniedbałam cały organizm i ucierpiały na tym moje włosy. Wniosek? Muszę się koniecznie poprawić. ;)

sobota, 28 września 2013

Aktualizacja włosów: wrzesień

Włosy jak wypadały, tak wypadają. Może jestem totalną panikarą, bo podnoszę larum o głupie 50-60 włosów, które wypadają mi codziennie przy myciu + czesaniu w ciągu dnia. Cierpię jednak psychicznie katusze, kiedy widzę na szczotce kupkę kłaków wraz z cebulkami. Nie ma co ukrywać, że w ogóle nie cieszy mnie ten widok... ^^" Póki co kończę przygodę z Jantarem, na jeden tydzień wrócę do stymulującego Khadi i znowu zmierzę się z wcierką. Co potem - nie wiem. :) Może jednak przekonam się do kozieradki, jeśli włosy nadal będą wypadać?


Na dworze było bardzo wilgotno i wszystkie włosy zaczęły mi nieładnie odstawać. :<

Ogólnie to moje kłaki nieźle podrosły w ciągu trzech tygodni stosowania Jantaru. Nie sądziłam, że porost będzie aż tak widoczny. :D Zapuszczam grzywkę i to po niej widzę, jak szybko rosną moje włosy dzięki wcierce. Grzywka sięgała mi do połowy brody, a dzisiaj wyszła o ponad centymetr za jej linię. :D Dwa centymetry porostu w ciągu trzech tygodni to dla mnie nie lada wyczyn, także chociaż w tej dziedzinie włosomaniactwa jestem wniebowzięta. :)

W tym miesiącu używałam:

Szampon jajeczny Barwa - bardzo dobry i tani, klik.

Szampon pokrzywowy Barwa - pachnie identycznie jak jajeczny i piwny, tak samo dobrze zmywa oleje i... chyba nie różni się niczym innym od pozostałych. :D Jest przeznaczony do włosów przetłuszczających się, ale nie zauważyłam przedłużenia świeżości. Mimo to jest kolejnym dobrym szamponem z Barwy na każdy portfel. :)

Szampon jedwabisty Yves Rocher - użyłam zaledwie parę razy i jestem zachwycona. :) Nie sądziłam, że włosy po szamponie bez silikonów mogą być takie mięciutkie i gładkie. Mam wrażenie, że ten szampon robi coś więcej, niż tylko myje.

Balsam do włosów z aloesem, jedwabiem i białą herbatą Mrs. Potter's - kompletny niewypał, klik.

Balsam na brzozowym propolisie babci Agafii - świetny balsam, który nabłyszcza i wygładza włosy. Świetnie się je rozczesuje. Klik.

Joanna, Z apteczki babuni, Balsam nawilżająco-regenerujący - skończył mi się na początku września, co potwierdza jego niesamowitą wydajność. :) Stosowałam go codziennie przez 5 miesięcy.

Jajeczna maseczka do włosów babci Agafii - bardzo fajna maseczka, starczyła mi na około dwa miesiące, a nakładałam ją co tydzień bardzo obficie. Recenzja tutaj.

Maseczka z siemienia lnianego - niezastąpiona po hennowaniu. :) Stosowana raz na tydzień potrafi utrzymać moje włosy odpowiednio nawilzone, recenzja tu.

Marion, Natura Silk - wciąż go używam, baaaaaaardzo wydajny.

Khadi, Olejek Amla - zmiękczał i nabłyszczał włosy, nie zauważyłam zahamowania wypadania ani przyciemnienia włosów. Zużyłam go w przeciągu 6 tygodni, przy czym nakładałam go obficie co drugi dzień na całą długość. Recenzja tutaj

Olej lniany - zakochałam się w nim. <3 Sprawdza się w olejowaniu włosów i przy OCM. Włosy są po nim odpowiednio dociążone, lejące, odżywione. Klik.

Wcierka Jantar - w poniedziałek miną 3 tygodnie odkąd ją stosuję, a więc zbliża się pora na podsumowanie. Zapraszam tutaj i tutaj gdzie opisuję pierwsze wrażenia po jej użyciu.

Płukanka octowa z malin Yves Rocher - cudowny zapach. :D Użyłam ją zaledwie parę razy. Mogę powiedzieć, żę fajnie wygładza włosy.

To by było na tyle. :) Szykuję się na trochę większe podcięcie końcówek, chociaż niechętnie. Pobiłam swój rekord w zapuszczaniu i trochę szkoda... Ale trzeba przyznać, że włosy wyglądają korzystniej, kiedy są wyrównane i zdrowe. ;)

Jak tam u Was w tym miesiącu? Jesteście zadowolone ze swoich włosów? :)

wtorek, 24 września 2013

Krem BB - Skin79, Pink

Mam do niego ogromny sentyment, ponieważ jest moim pierwszym azjatyckim kosmetykiem. :D Najpierw zamówiłam próbki (bardzo wydajne swoją drogą, jedna saszetka 2g starczała mi na tydzień), a potem rzuciłam się na pełnowymiarowe opakowanie. Kupiłam go z allegro, gdzie sprzedająca dokładnie wyjasniła, jak odróżnić oryginalny krem od podróbki. Zakupy były miłe i przyjemne, a ja miałam pewność, że trafi do mnie właściwy produkt. :)

Nisamowicie spodobał mi się azjatycki glow. Nie próbowałam go nawet przypudrować, bo doceniłam wygląd nawilżonej, naturalnie wyglądającej cery. Mimo że krem nie matowił... moja twarz bez przetłuszczania potrafiła wytrzymać cały dzień i nie musiałam w ogóle poprawiać makijażu, czy używać bibulek matujących, co zazwyczaj jest normą. Byłam w niemałym szoku, ale wiedziałam, że wkrótce skóra się przyzwyczai... i tak też się stało. ;)

Pamiętam, że na początku przeraził mnie szary odcień, który na szczęście po chwili stopił się z moim kolorem skóry. Na chwilę obecną, po paru doświadczeniach z innymi kremami, muszę jednak stwierdzić, że odcień Skin79 Pink nie jest dle mnie ze względu na chłodne, różowe tony. Nie wyglądam w nim źle, ale są bebiki, których kolor pasuje do mnie zdecydowanie lepiej. :D


Krycie ma raczej średnie. Jedna warstwa potrafi zakryć mniejsze czerwone przebarwienia, czy krostki, ale większe niedoskonałości się przebijają. Można kremik wklepać punktowo w pryszcze i po problemie. Nie zauważyłam, żeby jakoś bardzo się ścierał, spokojnie potrafi wytrzymać cały dzień. Największy plus - nie podkreśla suchych skórek, wspaniale leży na skórze. :D


Jedyną wadą wydawała mi się skandalicznie mała wydajność. Pełnowymiarowe opakowanie 40g starczyło mi na zaledwie 2 miesiące codziennego stosowania. zachodziłam w głowę jak mogło się coś takiego stać, kiedy próbki 2g były niesamowicie wydajne. Niedawno odkryłam dlaczego tak się stało. Chomikuję sobie niektóre zużyte opakowania po kosmetykach azjatyckich (a może się kiedyś przydadzą do czegoś ^^") i z nudów rozebrałam Skin79. Zaglądam do środka, a tam... pełno kremu! Najwidoczniej pompka się zacięła, czy zepsuła i większość produktu została uwięziona. I takim sposobem mogę stwierdzić, że Skin79 ma same zalety. :D

poniedziałek, 23 września 2013

Olej lniany budwigowy

Jest olejem bardzo wymagającym. Po otwarciu należy go przechowywać w temperaturze 4-10 stopni C, nie dłużej niż 2-3 miesiące. Trzymam go zatem w lodówce, aby nie stracił swoich wspaniałych właściowości, o których jeszcze napiszę. :) Posiadam butelkę 500ml i myślę, że nie zdążę jej całej zużyć. Co prawda stosuję olej lniany w kuchni i do pielęgnacji twarzy i włosów, ale... mimo ciemnej butelki czuję, że ubywa go bardzo powoli. :D Jest idealny do OCM, dokładnie zmywa azjatyckie bebiki, skóra jest nawilżona i czysta. Sprawdza się też fantastycznie w olejowaniu włosów wysokoporowatych. Są po nim sypkie i gładkie. Mam wrażenie, że stają się bardziej elastyczne. Jak dla mnie pachnie po prostu cudownie - jak smażona cukinia. <3 Dostać go można - co dziwne - w sklepie zielarskim. W sklepikach, czy supermarketach nie natknęłam się na niego, mimo że specjalnie się za nim oglądałam od jakiegoś czasu.

Jestem z niego zadowolona przede wszystkim ze względu na boskie działanie na włosach. :) Daje u mnie lepsze efekty od oleju sezamowego, który po dwóch miesiącach stosowania wyzwolił blask w moich przesuszonych i zniszczonych kłakach. Olej lniany nie tylko nabłyszcza, ale i odpowiednio dociąża włosy. Moje fale są po nim zdyscyplinowane, ładne... Same ochy i achy. :D Mam tylko jedno zastrzeżenie, z resztą nie co do samego oleju, ale do szamponu. Mam w domu tylko szampony z SLS, bądź jego krewniakami, które są minimalnie delikatniesze (dziękuję moim Czytelniczkom za te informacje :)). Wydaje mi się, że łagodniejsze szampony nie wymyłyby tak dokładnie całego oleju i efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby na włosach została jego ochronna warstewka. Muszę rozważyć kupno jakieś taniego szamponiku bez SLS (byle nie z Alterry) i poeksperymentować. ;D

"Powstaje tradycyjną metodą tłoczenia na zimno i może być stosowany w diecie opracowanej przez dr Budwig. Charakteryzuje się wysoką zawartością tłuszczów wielonienasyconych oraz kwasów tłuszczowych omega-3."

Stosowałyście na włosy olej lniany? A może wprowadziłyście go do swojej diety? :) Dorosłe osoby mogą spożywać nawet do 6 łyżek stołowych dziennie. Mam ochotę spróbować, zwłaszcza, że pachnie bardzo apetycznie. :D

sobota, 21 września 2013

Krem na noc i serum Zatrzymanie młodości babci Agafii

Moja cera, mimo że przetłuszczająca się i skłonna do zanieczyszczeń/zaskórników, lubi być dobrze nawilżona. Dlatego zdecydowałam się na serię Zatrzymanie młodości, odrzucając kosmetyki typowo antybakteryjne. Korzystnie wyglądam tylko wtedy, kiedy moja twarz jest dopieszczona, odżywiona i nawilżona, a nie wysuszona na wiór seriami dla cer trądzikowych. ;) Zauważyłam to podczas stosowania olejku arganowego na noc zamiast kremu. Skóra się uspokoiła, a zmiany wyciszyły i zagoiły. Seria Zatrzymanie młodości skierowana jest do osób do 35 roku życia, pomaga zachować skórę młodą i sprężystą. Poza tym zawiera parę składników dla cery z problemami, co przekonało mnie do tego, aby ją kupić. :D

Serum

Biała dzika róża - poprawia odnowę komórek skóry, nasyca je w witaminę C i działa odmładzająco.
Arktyczny piołun, ciemiernik bajkalski, szczodrak krokoszowy - zawierają naturalne przeciwutleniacze, które zapobiegają przedwczesnemu starzeniu się skóry.
Różowy olej hibiskusa - ma działanie przeciwzapalne.
Olej z nasion arktycznej maliny moroszki - nadaje skórze matowy wygląd i elastyczność.

Serum nabiera się za pomocą pipety, która jest bardzo, ale to bardzo problematyczna. Nieraz w ogóle nie zaciąga produktu, co potrafi bardzo zirytować. Nie jest również wydajne. Z dnia na dzień jego ilość maleje w oczach. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. ;)  

Nie spodziewałam się serum w postaci... białego kremu. Obawiałam się z początku, że będzie za ciężkie i strasznie mnie po nim wysypie, ale na szczęście nic takiego się nie stało. :) Przez beznadziejną pipetę różnie dawkowałam serum i przez to doszłam do wniosku, że jedna "porcja" w zupełności wystarczy na pokrycie całej twarzy. Dużym plusem jest to, że nie ma mowy o jakichś tłustych, czy lepkich warstwach. Skóra jest po prostu matowa i delikatnie napięta. Natomiast przy dwóch "porcjach" pojawia się u mnie nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. :< Jakbym miała jakąś ciasną maskę, brrr. Nawet nałożony potem krem nie dawał sobie rady z tym uczuciem.

Krem na noc

Biała dzika róża.
Arktyczna malina moroszka - działa wygładzająco na zmarszczki.
Korkowiec amurski - ma działanie tonizujące dla skóry i nadaje jej elastyczność. 
Niebieska malwa i arcydzięgiel - zmiękczają skórę i nadają jej aksamitność.
Biały olej z nasion porzeczki - ma działanie przeciwzapalne, łagodzi i intensywnie odżywia skórę.

Stanowi wyśmienite dopełnienie serum. :D Stosowany solo nie matowi tak jak serum, ale mi to w ogóle nie przeszkadza, w końcu jest produktem do stosowania na noc. Cera nie jest jednak tłusta, tylko nawilżona i odżywiona. Czy aksamitna w dotyku, jak zapewnia producent? Na pewno milusia i delikatna. :)

Stosowany z serum daje bardzo przyjemne uczucie napiętej skóry. Posiadam niewielkie zmarszczki od uśmiechania w okolicy ust i po zastosowaniu serum+kremu są mniej widoczne. Nie kupiłam tej serii w celu zatrzymania młodości, czy zniwelowania zmarszczek. Chciałam moją twarz nawilżyć i odżywić. I obie te rzeczy osiągnęłam, więc jestem bardzo zadowolona z kolejnych rosyjskich produktów. :) Jest o wiele bardziej wydajny niż serum i mam dylemat, czy stosować go solo, czy może jednak szykować się na kolejne zakupy.

***

Nie wierzę w magię i moim zdaniem zmarszczek nie da się usunąć, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W takim wypadku może warto (tak jak Azjatki) zapobiegać, a nie leczyć już istniejące zmarszczki? Myślę, że skóra może obronić się przed takimi problemami wtedy, kiedy jest dobrze odżywiona i przede wszystkim nawilżona. Odpowiednio zadbana skóra jest w dobrym stanie, niczego jej nie brakuje, jest promienna i zdrowa.

Seria Zatrzymanie młodości pomaga zapewnić odpowiednie nawilżenie, delikatnie napina skórę, przede wszystkim nie zapycha i nie podrażnia, a więc może być stosowana również przez osoby mające problemy np. trądzikowe. Czy rzeczywiście pozwala zachować młodość? Kto wie... ;) Po pary tygodniach używania zauważyłam, że moja cera stała się jasna i promienna, dawno tak korzystnie nie wyglądała. Co prawda męczę się teraz ze zmianami hormonalnymi przed okresem, których ani serum, ani krem nie potrafią pokonać, ale ogólny stan mojej twarzy jest super. :D

czwartek, 19 września 2013

Jantar na półmetku

Musiałam dokupić drugie opakowanie, ponieważ bardzo szybko zużyłam 2/3 butelki. Zaprzestałam dokładnego wymierzania jednej łyżeczki wcierki już po trzecim dniu stosowania. Po prostu zaczęłam wytrząsać produkt na opuszki placów i wcierać w skórę głowy tyle, ile potrzeba. :)


Zmniejszenie przetłuszczania minęło już po pierwszym tygodniu, obecnie nie mogę osiągnąć nawet tych paru dodatkowych godzin świeżości, ale to nie szkodzi. Cieszy mnie to, że włosy nadal są odbite u nasady. :D Co do wypadania... niestety nic się nie zmieniło, włosów nadal leci zdecydowanie za dużo. Jedyne co w związku z tym problemem zauważyłam: włosy nie odchodzą od skóry głowy, podczas czesania czuję ból w cebulkach. Dzięki temu mogę uczesać się inaczej albo delikatniej i zapobiegnę wyrwaniu chociażby jednego włoska więcej. Mam cichą nadzieję, że cebulki zaczynają się mocniej osadzać w skórze głowy. Czy coś takiego jest możliwe? ^^"

Zamierzam przeprowadzić dwie kuracje, wliczając w nie tydzień przerwy, kiedy wrócę do olejowania Khadi. Będę ten olejek nakładała bardzo oszczędnie, żeby nie zapchać skalpu.

Mam nadzieję, że chociaż Wy jesteście zadowolone ze swoich włosów. :) Jak tam u Was z wypadaniem w tym miesiącu?

środa, 18 września 2013

Męski post: Szampony z serii Syoss

Dziś pora na kolejny post pisany przez osobnika płci męskiej! Tym razem pod lupę trafia seria szamponów marki Syoss od Schwarzkopf & Henkel.

"Profesjonalna jakość - profesjonalne rezultaty"- czyżby?

Dla przykładu zacznijmy od męskiego szamponu "clean & fresh" - producent obiecuje łagodne mycie przetłuszczających się włosów i skóry głowy, ochronę przed ponownym przetłuszczaniem i świeżość DO 48 godzin.
W zasadzie wszystkie te obietnice są spełnione. Ale tylko jeżeli pod uwagę weźmiemy słowo "do". W bezpieczny sposób pomaga ono uniknąć rozczarowania tym, że po połowie dnia włosy znowu można by umyć, że po kilku godzinach efektu nie ma prawie wcale.

Jednak żeby nie było, że na podstawie jednego szamponu oceniam całą serię jako wpadkę, przypatrzmy się kolejnemu produktowi "power & strength" - skuteczna formuła wzmacnia i pobudza włosy, pomaga zwiększyć ich objętość.
Prawdę mówiąc skuteczność formuły jest dla mnie niezbyt zauważalna. Jedyny pozytywny efekt jaki zauważyłem to minimalnie lepszy połysk. Z przykrością muszę stwierdzić, że ta wersja Syossa myje jeszcze gorzej niż pierwsza.

No i na koniec pozytywna niespodzianka "repair & fullness" bez silikonów. Ten produkt bardzo mile mnie zaskoczył, ładnie odciążył włosy, wyczyścił, wymył, chyba przez fakt że bardzo mi podpasował skończyłem go szybciej niż inne.

A teraz ogółem: Syossy mają swoich fanów, ale osób którym nie służy wydaje się być więcej. Moim zdaniem daleko im do profesjonalnej pielęgnacji i obiecywanych rezultatów. Używałem ich dosyć długo, jednak wydaje mi się, że zostałem zmanipulowany przez markę i obietnice efektów. Butelka jest ładna, cena jest ciut za wysoka i wszystko to tworzy pozory ekskluzywności. W rzeczywistości szampony te nie są niczym specjalnym, ich zapach nie jest prześwietny, ot... szampon jak szampon.
Za te same pieniądze można spokojnie kupić dwa szampony o podobnym działaniu.
A jakie są wasze doświadczenia z Syossami?

wtorek, 17 września 2013

Czy zwykłe podkłady są lepsze od azjatyckich kremów BB?

Od dawna chciałam wrócić do podkładu i przekonać się o tym. W związku z tym, że dostałam próbkę z Yves Rocher, postanowiłam to sprawdzić. ;)


Używam BB z Azji od ponad pół roku, a mój pierwszy kontakt z tymi kosmetykami zaowocował nieopisanym zachwytem. :) Nie dość, że cera po nałożeniu kremu była jasna i promienna, ogólny stan mojej cery uległ znacznej poprawie. Wystarczające krycie i brak efektu maski, przez co twarz wygląda zdrowo i naturalnie - oto największe zalety azjatyckich BB. Tymczasem europejskie podkłady...

Zdążyłam zapomnieć o tym, że dosłownie wszystkie są pomarańczowe. Dla porównania Skinfood Apple Cinnamon #1 i Yves Rocher średni beż:



Ten pierwszy ma odcień jasnego beżu. Drugi jest... bardzo ciemny i bardzo pomarańczowy (czego nie widać na zdjęciu; poprzednie bardziej oddaje jego kolor). Skinfood nie matowi, ale pozostawia twarz przyjemnie miękką i nawilżoną. Podkład z YR jest tłusty i w ogóle nie kryje. Podkreśla najmniejszą zmarszczkę, poza tym tworzy maskę, wiadomo, że coś jest na twarzy, swoją drogą - to się po prostu czuje. Po przypudrowaniu zaczerwienia trochę bledną, ale efekt maski się pogłębia. 

Zastanawia mnie też kwestia doboru próbek. Dlaczego producent daje odcień tak ciemny, że większości osób nie będzie pasował do karnacji? Przecież lepiej wygląda się z twarzą odrobinę jaśniejszą, sprawia się przez to wrażenie młodszej i zdrowszej. Po co dawać kosmetyk, który jest tak ciemny, że będzie odznaczał się od szyi i wyglądał po prostu nieestetycznie? Poza tym mam wrażenie, że odcień średni beż skierowany jest do osób, które uwielbiają smażyć się na solarium i taki pomarańczowy, definitywnie bardzo ciemny odcień będzie dla nich idealny. YR reklamuje się jako producent kosmetyków naturalnych. Natura i solarium? Może tylko mi się gryzą te dwa terminy...

Jedno wiem na pewno - do podkładów nie wrócę nigdy w życiu. Kremy BB dają mi wszystko to, czego oczekuję. Dodatkowo posiadają kolorystykę, która jest dla mnie fantastyczna i mało który posiada pomarańczowe tony. Wiadomo, że jedne podkłady są lepsze, drugie gorsze. Ten z YR należy do tych drugich.

niedziela, 15 września 2013

Pierwsze zakupy w Yves Rocher

Na weekend pojechałam do Gdańska i kiedy zobaczyłam ten sklep nie mogłam do niego nie wejść. :D Od dłuższego czasu chodziła za mną osławiona płukanka z malin. Przy okazji kupiłam coś jeszcze i zobaczywszy ile dostaje się próbek za kartę stałego klienta, postanowiłam coś takiego założyć. :) W skrócie - na tę kartę zbiera się pieczątki, które potem wymienia się na kosmetyki, itd. Zamierzam kupić tam jeszcze parę rzeczy, więc może kiedyś uda mi się taka wymiana. :D

Płukanka octowa z malin - malutka buteleczka, ma zaledwie 150ml. Spodziewałam się czegoś większego. Za to zapach ma cudowny. <3 Użyłam jej tylko raz i włosy były gładkie i bardziej błyszczące niż zazwyczaj. Ciekawostka - mimo że to płukanka, należy spłukać ją letnią wodą.

Jedwabisty szampon odżywczy - regeneruje włosy suche i zniszczone, zapewnia im elastyczność,  gładkość i połysk. Nie zawiera silikonów, parabenów ani SLS. Ma za to ammonium lauryl sulfate, a że nie znam się na składach, nie mogę powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. ;)

No i próóóóbki! :D


1. Serum Vegetal wypełniające zmarszczki - błyskawicznie napina skórę wygładzając zmarszczki i bruzdy.
2. Anti-age Global, krem na dzień - chroni i regeneruje skórę, wygładza zmarszczki.
3. So Elixir Purple, woda perfumowana - połączenie wyciągu z Tuberozy i olejków eterycznych w kwiatowo-drzewnej kopozycji.
4. Żel S.O.S. Detoks - modeluje i wysmukla sylwetkę.
5. Ovale Lifting, krem na noc poprawiający gęstość twarzy i szyi - odbudowywuje skórę, liftinguje twarz i szyję.
6. Evidence Homme, woda toaletowa - kwiatowo-korzenny zapach.
7. Podkład wygładzający - kremowa konsystencja ukrywa oznaki zmęczenia i wygładza drobne zmarszczki, ujednolica cerę przywracając jej blask; odcień średni beż.

Trochę szkoda, że dostałam aż 3 kosmetyki na zmarszczki, nie jestem pewna, czy chcę ich w ogóle używać. Z tego, co widziałam, ten zestaw jest uniwersalny i dostaje go każdy. Szkoda, że firma nie przemyślała tego i nawet młodym dziewczynom przy zakładaniu karty stałego klienta daje się próbki skierowane do bardziej dojrzałych kobiet. 

Ogólnie jestem z zakupów bardzo zadowolona i planuję w niedalekiej przyszłości wrócić do Yves Rocher. :)

sobota, 14 września 2013

Organique, Glinka Ghassoul (peeling skóry głowy)


Oto glinka, która jest tak fantastyczna i wszechstronna, że można wykorzystać ją jako maseczkę do twarzy, myjadło do całego ciała, a nawet jako peeling skóry głowy. Jako ten ostatni sprawdza się wyśmienicie. :)

Co jest nam potrzebne do wykonania takiego zabiegu? Oczywiście glinka ghassoul i jakikolwiek szampon, który lubimy albo mamy pod ręką. Ja stosuję dwie łyżeczki glinki (pamiętajcie,  żeby nie przyrządzać glinek w metalowych naczyniach ani nie używać do ich mieszania metalowych łyżek) i wylewam tyle szamponu, aby powstała gęsta paćka. Ostatnio użyłam Barwy pokrzywowej, wcześniej jajecznej, i oba szampony dobrze się pieniły po połączeniu z glinką.

Taką mieszankę stosuję jak zwykły szampon, ale staram się ją bardziej wetrzeć w skórę głowy. W trakcie nie czuję żadnego szorowania, drapania, itd. Zazwyczaj szybko myję włosy (robię to zawsze z rana, w pośpiechu) i nie mam czasu na masaże, więc używając takiego peelingu pozwalam sobie na delikatne masowanie, tak przy okazji. :)

Dzięki glince ghassoul włosy i skóra głowy są czystsze. Nie polecałabym jednak takiego zabiegu codziennie, bo to przecież peeling i coś tam jednak zdziera. ;) Moje włosy po glince potrafią zachować świeżość nawet parę godzin dłużej, co jest dla mnie nie lada wyzwaniem. Najlepszy jest komfort psychiczny po takim peelingu. :) Stosując go na twarz (co prawda łączę wtedy glinkę z olejkiem arganowym) czuję się po nim taka gładka i czysta; skóra jest jasna, promienna, dobrze ukrwiona. Mam nadzieję, że moja skóra głowy jest tak samo zadowolona jak twarz. :)

czwartek, 12 września 2013

Mizon, Snail Recovery Gel Cream

Ten niepozorny różowy kremik zawiera aż 74% wydzieliny ze ślimaka. Jest pozbawiony barwników, sztucznych substancji zapachowych i parabenów, ale silikony nie ominęły jego składu. ;) Zawiera za to kwas hialuronowy i ekstrakt z zielonej herbaty - to tak w skrócie.


Jest w postaci półprzezroczystego żelu, który po rozprowadzeniu błyskawicznie się wchłania. Nie pozostawia tłustej warstwy - gdyby nie lekkie uczucie napiętej skóry nie czułabym, że cokolwiek nałożyłam na twarz. :) Mam jednak wrażenie, że po czterech tygodniach używania wysusza cerę. Ostatnio pojawiło się u mnie sporo suchych skórek, a nie używałam nowych produktów. Podczas stosowania tego żelu z rana i kremu z Tołpy na noc moja cera była dobrze nawilżona i nie sprawiała żadnych problemów. Kiedy Tołpa się skończyła, Mizon wszedł na jej miejsce na noc. I chyba wówczas zaczęłam mieć problemy ze skórkami.



Użyty pod krem BB sprawia, że lepiej się rozprowadza (zwłaszcza ten z Mizona, z którym miałam nie lada problem ;)). Sam w sobie żel sprawia, że skóra jest gładka w dotyku, a pory są mniej widoczne - zapewne jest to sprawka silikonów.

Od kiedy zaczęłam używać ślimaka moje pory na nosie zwężyły się i w ogóle nie myślę o własnoręcznym wyciskaniu. :D Nie odważę się na stwierdzenie, że przestały istnieć, ale są mniejsze i bardziej płytkie. Nie zanieczyszczają się aż tak bardzo jak kiedyś. Natomiast rozszerzone pory na policzkach pozostały bez zmian, nadal są duże i widoczne. :<

Zaskórniki zamknięte... Zaczynam wątpić, żeby cokolwiek dało im radę. Raz jest ich więcej, raz mniej. Podczas stosowania Mizona bywały dni lepsze i gorsze. Na szczęście żel nie spowodował podrażnienia ani wysypu, moja cera dobrze go przyjęła.

Czy Mizon ma wpływ na przebarwienia albo spłycenie zmarszczek? Nie wydaje mi się, aby w moim przypadku zadziałał jakoś spektakularnie. W pierwszym tygodniach używania potrafił ukoić zaognione, czerwone wypryski. Dzisiaj używam go jako bazy pod BB, ponieważ super wygładza cerę. Co do zmarszczek mogę wypowiedzieć się tylko na temat tych mimicznych, które zaraz po nałożeniu żelu są spłycone, ale pod wieczór te od uśmiechania niestety robią się widoczne. Nie zauważyłam wpływu na przebarwienia.

Jestem ze ślimaka zadowolona, nie robi mojej cerze krzywdy, nie podrażnia jej, nie powoduje wysypu, ale nie ma mowy o jakichś fantastycznych działaniach. Myślę, że jeszcze nie raz go zamówię, ponieważ świetnie leżą na nim kremy BB. :D

poniedziałek, 9 września 2013

Pierwsze wrażenia po Jantarze

Tak jak myślałam, kozieradka nie jest dla mnie i ewentualnie spróbuję z nią wytrwać podczas bardzo długiej choroby, gdzie będę umierać na potężny katar. Dzięki temu nie będę musiała chodzić z głową "w rosole" i wdychać tego zapaszku. :) Popędziłam więc do apteki i dostałam w końcu Jantar. Póki co jestem po pierwszym użyciu i zostałam pozytywnie zaskoczona. ;)


Dużo o nim czytałam na innych blogach i Wizażu. Prawdę mówiąc byłam nastawiona na totalny przyklap i przetłuszczone włosy. Nie wiem dlaczego, ale zawsze bardziej trafiają do mnie te negatywne opinie i wmawiam sobie, że spotka mnie wszystko, co najgorsze... ^^" Mimo to kusi większość pozytywów i koniec końców zaopatruję się w kosmetyczne cudeńka, mając niestety na uwadze minusy. Za to cieszę się jak dziecko, kiedy należę do grona szczęśliwców, którym dany produkt pasuje. :)

Co z wyżej wspomnianym przyklapem? Ano jest zupełnie odwrotnie, włosy odbiły u nasady i jest ich wizualnie więcej. :D Nie czuję żadnego usztywnienia, ale ten efekt gęstej czupryny jest bezcenny. Niestety podczas aplikacji wypadło mi sporo włosów, ale jest to spowodowane ich słabością. :< Nie czuję, żeby wypadały, po prostu same odchodzą od skóry głowy, wyczesywanie ich nie ma końca... Widok jest dla mnie przerażający, brrr.

Włosy nie wyglądają na tłuste, mam wrażenie, że dłużej zachowują świeżość. Zazwyczaj już parę godzin po myciu zapuszczana grzywka jest przetłuszczona, tymczasem po Jantarze nadal jest czysta i sypka. :) Moim pierwszym skojarzeniem, kiedy zobaczyłam konsytencję Jantaru w butelce, była rycyna. Myślałam, że będzie to lepka, gęsta ciecz. Po wylaniu odżywki na talerzyk okazało się, że ma konsytencję wody.

Użyłam jednej łyżeczki i przedziałek po przedziałku wklepywałam produkt w skórę. Nie masowałam jej w trakcie ani potem, ponieważ powoduje to u mnie wypadanie kolejnych włosów. Taka ilość jest dla mnie w sam raz, nie przetłuszcza, nie powoduje przyklapu.

Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne i pokładam w Jantarze wielkie nadzieje. Póki co nie mogę się doczekać aż miną 3 tygodnie i będę mogła ocenić jego działanie. :)

sobota, 7 września 2013

Pielęgnacyjny plan na wrzesień

Zaledwie od tygodnia pracuję, a moje włosy już zdążyły na tym ucierpieć. :< Mój największy grzech to używanie suszarki: zrobiłam to tylko trzy razy, a moje końcówki zamieniły się w zniszczone sianko. Na drugim miejscu znajduje się lenistwo, po całym dniu nie chce mi się olejować skalpu ani włosów na długości. No i kawa - wróg numer jeden dla cebulek i skóry w ogóle; cztery kubki dziennie to zdecydowanie za dużo, ale jak tu inaczej funkcjonować? Mam wrażenie, że w ciagu tego tygodnia to, co osiągnęłam przez wakacje totalnie się posypało. Włosy lecą, na szczotce znajduję się ich cała garść... Kryzys? Chyba tak. :< 

Naszło mnie pytanie: czy mogę coś zmienić w swojej pielęgnacji? Chciałabym opracować plan, który działałby przy najmniejszym nakładzie pracy i który skrupulatnie wypełniałabym nawet padając z nóg. Zwłaszcza, że praca to pikuś przy tym, co czeka mnie za miesiąc na uczelni.

Dieta

Na pewno postaram się pić maksymalnie 2 kawy dziennie, z czego jedną rano, a drugą w zależności od tego, czy będę jej potrzebowała w ciągu dnia. Oprócz tego postaram się nie pić jej z nudów albo z przyzwyczajenia, co bardzo często mi się zdarza. ^^"

Więcej warzyw! Do każdego posiłku, czy to do kanapek, czy obiadu, najlepiej krajowych. No i tak: energetyczne śniadanie zaraz po obudzeniu się,  a kolacja lekka, względnie bez węglowodanów, dwie godziny przed snem. Kilka posiłków dziennie, nie wiem jeszcze czy uda mi się jeść ich pięć czy cztery, wiadomo jak to z pracą i studiami. I jeszcze bardzo ważna rzecz: powinnam pić dużo wody. Nie soków, nie mrożonych herbat, tylko dobrej, zdrowej, mineralnej wody.

Suplementy - zamierzam dalej brać Humavit, na szczęście twarz zaczęła goić się po wysypie i przynajmniej ona nie powoduje u mnie przygnębienia. Co do wypadania - włosy lecą jeszcze bardziej, nie wiem co jest grane, ale zaczynam już z tego powodu płakać. :( Oprócz tego dalej będę brała żelazo i magnez.

Olejowanie

Dwa razy w tygodniu na długość, czy mi się chce, czy nie. Myślę, że to odpowiednia ilość, która pozwoli mi zachować włosy błyszczące i elastyczne. Póki co zaprzestaję olejowania sklapu, bo chcę zobaczyć jak zachowają się cebulki. Może przerwa od oleju wyjdzie im na dobre i jakimś cudem włosy przestaną wypadać jak szalone...

Wcierki

Dam szansę kozieradce i będę stosowała ją przez dwa/trzy tygodnie zawsze na umytą skórę głowy. Muszę znieść jej zapach i odpowiednio ją dawkować, aby nie przetłuścić skalpu. Jestem naprawdę zdesperowana i liczę na jakiś cud.

Sobota - mini spa

Tego dnia zamierzam dopieszczać włosy i skalp. :) Planuję robić peeling skóry głowy za pomocą szamponu i glinki ghassul, nakładać maseczki, być może robić również parówkę. Wszystkie zabiegi dokładnie opiszę w odrębnych postach, ale na to potrzebuję trochę czasu. W sobotę zamierzam po prostu relaksować się, nie spieszyć, robić przyjemne zabiegi nie tylko na włosy, ale i na resztę ciała. :) 

Inne

Jeśli będę miała czas, aby włosy same wyschły - pozwolę im na to. Podczas suszenia moje włosy lepiej się układają i dodatkowo prostują się. Kiedy schną samoistnie gdzieniegdzie zdarzają się jakieś fale, a zapuszczana grzywka wywija się w górę. W pracy chciałam tego uniknąć, wyglądać dobrze, no i... siano. ^^" Obiecuję, że będę trzymać się z dala od suszarki. I przede wszystkim - nie stresować się tak. Niestety wszystkim się zawsze przejmuję i to działa na niekorzyść zarówno moich włosów, jak i całego organizmu. 

***

Mam nadzieję, że podołam i przezwyciężę mojego lenia. Zwłaszcza, że soboty zapowiadają się bardzo przyjemnie, ale... Dziewczyny, pomóżcie. :< Jestem załamana ilością wypadających włosów. Znacie jakieś dobre szampony, wcierki... cokolwiek?

czwartek, 5 września 2013

Balsam na brzozowym propolisie babci Agafii

...czyli naturalno-rosyjskiej pielęgnacji ciąg dalszy. :)

"Balsam na brzozowym propolisie regeneruje zniszczone włosy i poprawia stan skóry głowy. Jest przeznaczony do pielęgnacji słabych i zniszczonych włosów z tendencją do wypadania. Nadaje się do codziennego użycia. Nie zawiera SLS, parabenów i silikonów."

Duuuuża ilość kosmetyku w przystępnej cenie - 600ml/18zł. Opakowanie pod względem wizualnym jest fantastyczne, niesamowicie podobają mi się ryciny i wysoka butla. Dodatkową zaletą jest to, że etykiety nie odklejąją się pod wpływem wody. Prawdę mówiąc to po raz pierwszy miałam do czynienia z takim korkiem - trzeba go wcisnąć. :D Okazał się być całkiem przyjemny w użytkowaniu, ale mam wrażenie, że gdy balsam dosięgnie dna może pojawić się problem z wyciśnięciem go do samego końca. W razie potrzeby zawsze można korek odkręcić i co nieco wytrząsnąć. :)

Pachnie niczym stare, duszne perfumy. Tak... bardzo babcinie. Z początku ten zapach był dla mnie nie do wytrzymania, zwłaszcza, że utrzymuje się na włosach przez cały dzień, ale w końcu się do niego przyzwyczaiłam.

Ładnie nabłyszcza włosy, są gładkie, ujarzmione - po prostu bajka. Do pierwszych paru użyć. ;) Jest to balsam ziołowy, a zioła niestety wysuszają. Czytając recenzję innych dziewczyn miałam nadzieję, że to nieprawda, ale na własnych włosach przekonałam się, że jednak... :< Z drugiej strony widzę jak wspaniale balsam brzozowy działa na włosy nowe, które wyrosły podczas stosowania olejków na skalp, itd. Są gładkie niczym tafla, czego nie mogę powiedzieć o suchych i zniszczonych końcach.

Ocena ogólna balsamu na brzozowym propolisie wypada zdecydowanie na plus. Jest to kosmetyk reklamowany jako naturalny i rzeczywiście zawiera mnóstwo dobrocznynnych składników. Włosy w stanie idealnym będa go kochały całym sercem, zniszczone może wysuszyć, ale połysk powinien nadać każemu rodzajowi włosów. W moim wypadku błyszczą się na całej długości, nawet te zniszczone, wysuszone partie. :) Niewątpliwą zaletą jest również ułatwienie rozczesywania. Po użyciu balsamu Tangle Teezer albo grzebień sunie po mokrych włosach bez żadnych przeszkód.

Na pewno kupie ponownie, ale póki co zostało mi go jeszcze bardzo dużo. :) Zamierzam też kombinować z odpowiednią dawką nawilżenia, aby nie dopuścić do przesuszenia końcówek. Obmyśliłam sobie na razie plan, aby w każdą środę robić maseczkę z siemienia lnianego, a w sobotę jajeczą Agafii. Mam nadzieję, że pomoże mi to zachować jakąś równowagę w pielęgnacji. :)

środa, 4 września 2013

Barwa, Szampon jajeczny

"Szampon jajeczny z naturalnym wyciągiem z jajka przeznaczony jest do pielęgnacji włosów suchych, farbowanych, zniszczonych zabiegami fryzjerskimi i wymagających silnej regeneracji. Siła odżywczych protein oraz kompleks witamin nawilżają włosy i ułatwiają ich odbudowę. Proteiny pozyskiwane z jajka przywracają im blask, chronią przed mikrouszkodzeniami spowodowanymi przez czynniki zewnętrzne takie jak czesanie, mycie i niekorzystne warunki atmosferyczne. Szampon nie zawiera silikonów obciążających włosy, dzięki czemu na dłużej zachowują swoją świeżość i puszystość. Regularne stosowanie sprawia, że włosy stają się mocne, lekkie i podatne na układanie."




W dwóch słowach - bardzo dobry. :) Według mnie spełnia swoje najważniejsze zadanie, a więc jako szampon z SLSem dobrze oczysza skórę głowy z sebum. Zmywa wszystkie oleje, nie ma mowy o niedomytych włosach. Nie wiem jak stosowany solo, ale przy dobrej odżywce nie trzeba martwić się o suche włosy, czy zniszczenia od "groźnego" SLSu. ;)

Nie wyobrażam sobie samego szamponu jako pielęgnacji, także nie mam co do niego wielkich wymagań; nie zwracam uwagi na to, co ma robić, ale czy ma prosty i krótki skład.  

Barwa jajeczna pachnie... tak samo jak piwna. xD Poza kolorem te dwa szampony są identyczne, ale rzeczywiście w składzie mają coś z piwa i z jajka. Moje włosy nie reagują w żaden sposób na tę różnicę, ale chłopak (który namiętnie podbiera mi kosmetyki) zauważył, że Barwa jajeczna nadawała więcej blasku.

Szamponom z Barwy zamierzam być wierna. :D Są tanie (około 4zł za 300ml), dobre do codziennego stosowania, nie podrażniają, dobrze oczyszczają - czego chcieć więcej? Do tego jest ich całkiem sporo i można wybierać do woli. W kolejce u mnie czeka już Barwa pokrzywowa, ale póki co chcę skończyć jajeczną, żeby nie otwierać kilku kosmetyków na raz. :)

wtorek, 3 września 2013

Męski post: Olejowanie oliwą z oliwek

Stało się! Oto pierwszy męski post na blogu. Ale nie martwcie się, akurat ten może przydać się także kobietom ;)

Oliwa z oliwek, zdrowa, popularna w kuchni, goszcząca w przeróżnego rodzaju dietach, czasem spotykana w kosmetykach do pielęgnacji skóry... Jak sprawdza się w pielęgnacji włosów?
Przetestowałem to na własnej głowie i oto wnioski do jakich doszedłem: jakiejkolwiek sklepowej odżywce trudno będzie odebrać pozycję lidera, którą bezapelacyjnie zajmuje u mnie oliwa z oliwek.

Jak tego używać: 
Jeśli ktoś wcześniej spotkał się z olejowaniem, nie powinien mieć problemów z aplikacją oliwy na włosy. Jeśli jednak nie, nie ma się co obawiać, nie jest to trudne. Wszystko da się zamknąć w trzech prostych krokach:
1. Wylewamy odrobinę oliwy na dłoń, chwytamy pęk włosów i smarujemy go oliwą. Powtarzamy do momentu aż wszystkie włosy są natłuszczone. Uważamy żeby nie wylać jej na skalp, nie jest to korzystne dla naszych włosów.
2. Kiedy już pokryliśmy wszystko cienką (nie polecam używania dużej ilości) warstwą, trzymamy olej na głowie przez jakiś czas. Niektórzy wytrzymują całą noc, niektórzy wolą zmyć po kilku godzinach, ja sam nie wytrzymałem z nią dłużej niż dwie godziny. Wrażenie "wszystko czego dotknę będzie brudne" jest nieco... zniechęcające :D
3. Na koniec bardzo, ale to bardzo dokładnie zmywamy oliwę z włosów. Niekiedy trudno określić czy już zmyliśmy wszystko, czy nadal się nas trzyma, prawdopodobnie przy pierwszych użyciach dopiero kiedy włosy już wyschną stwierdzicie że trzeba umyć je jeszcze raz ;) Kwestia wyczucia.
Ale niech was to nie przeraża, efekt który można dzięki takiemu olejowaniu osiągnąć jest wart tych wszystkich niedogodności!


Zalety:
+ włosy są naprawdę błyszczące i wydają się być silne
+ natychmiast po spłukaniu czuć i widać efekty
+ wymaga stosunkowo małego nakładu sił
+ oliwa jest bardzo łatwo dostępnym..kosmetykiem


Wady:
- siedzenie z tłustymi od oliwy włosami może szybko stać się upierdliwe
- nie każdemu może spodobać się uczucie dociążonych włosów
- oliwę trzeba bardzo starannie spłukać, a zmywa się bardzo opornie

poniedziałek, 2 września 2013

Liebster Award

Dostałam parę nominacji i postanowiłam zamieścić je w jednym poście. Jeśli otrzymam kolejne będę je po prostu tutaj dodawać, aby zachowiać jakiś porządek. Nie mam czasu na szukanie kolejnych osób do zabawy, ale z chęcią odpowiem na zadane mi pytania. :)



1. Ulubiony owoc? 
Grejpfrut. W każdej postaci.
2. Czego najbardziej się boisz? 
Egzaminów ustnych, rozmów o pracę... Takie sytuacje są dla mnie bardzo stresujące i po prostu mnie przerażają.
3. Twój sposób na ciekawe spędzenie wolnego czasu to...? 
Uwielbiam spacery do lasu albo brzegiem morza. :D Może nie jest to ciekawe, ale świetnie koi nerwy i pozwala się uspokoić.
4. Najbardziej szalona rzecz w Twoim życiu to...? 
Rozmowa z wokalistą Zielonych Żabek. :D
5. Masz swojego pupila? 
Mam trzy jamniki. :)
6. Lubisz czytać? Jeśli tak, to jaka jest Twoja ulubiona książka? 
Po dwóch latach studiowania filologii polskiej mam ochotę powiedzieć, że NIENAWIDZĘ czytać. :D Prawda jest taka, że uwielbiam to robić, ale nie mam czasu na czytanie "dla siebie". Jestem oczarowana sagą Pieśni lodu i ognia (tak, chodzi o Grę o tron ;>) i książkami Margit Sandemo.
7. Boisz się dentystów? 
Nie rusza mnie to. ^^
8. Jak często malujesz paznokcie?
Potrafię przez jeden miesiąc namiętnie je malować, żeby przez następne pół roku w ogóle tego nie robić.
9. Ulubiony posiłek?
Ostatnio zdecydowanie kurczak teriyaki. Szkoda, że nie potrafię zrobić takiego pysznego, jak w restauracji Darea we Wrocławiu. :<
10. Ulubiona pora roku?
Wiosna.
11. Co sprawia, że na Twojej twarzy gości uśmiech?
Kiedy mój TŻ się przejęzyczy i się z tego powodu wkurza. :)


Pytania od Caroline:

1. Dlaczego taka tematyka bloga?
Zaczęłam interesować się swoimi włosami i... tak jakoś wyszło. :D
2. Czego nie tolerujesz?
Chamstwa, kopania pod kimś dołków, itd.
3. Najpiękniejszy kolor oczu według Ciebie?
Zielony! <3
4. Kosmetyk, która Twoje włosy kochają?
Balsam Seboradin regenerujący.
5. Ulubiona zabawka z dzieciństwa?
Kucyki, ponisy... zwał jak zwał, ale to uwielbienie zostało mi do dzisiaj. :D
6. Co doceniasz w ludziach?
Uczciwość.
7. Jak się najlepiej relaksujesz?
Spacerując po lesie.
8. Twoje marzenie?
Długie i gęste włosy.
9. Ulubiony smak lodów?
Nie przepadam za lodami. :<
10. Twój naturalny kolor włosów?
Ciemny brąz.
11. Jedna rzecz, której mam Ci życzyć?
"Nie ścinaj grzywki!" ;D

niedziela, 1 września 2013

Lioele, Waterdrop Sleeping Pack


Idea maseczki na noc jest mi zupełnie obca, bo przecież... Czy różni się czymś od zwykłego kremu poza tymi bajeranckimi kropelkami wody, które pojawiają się po rozsmarowaniu? ;)

Bardzo podoba mi się opakowanie, które jest niesamowicie kobiece i subtelne. Maseczka pachnie po prostu przepięknie - delikatnie i zarazem orzeźwiająco, nieraz otwieram ją, żeby po prostu sobie powąchać. :D Jej konsystencja jest lekka i ma postać kremu-żelu. Z opisu producenta wynika, że przeznaczona jest do każdego typu cery, która jest szara/zmęczona i potrzebuje silnego nawilżenia, aby nazajutrz wyglądała świeżo i promiennie. I tutaj kończą się plusy. ;)

Opisywana jest jako maseczka, która nie zostawia lepkiej warstwy. Nie mam pojęcia jakim cudem można obiecywać coś takiego, skoro po nałożeniu ewidentnie czuć, że skóra cała się lepi. :D To i smutny fakt, że moja cera jest tłusta, daje mieszankę wybuchową - po godzinie mam ochotę wyszorować całą buzię... ^^" Mimo tych niedogodności używałam maseczkę zgodnie z instrukcją, trzymając ją na twarzy całą noc.

Nie zauważyłam, żeby cera z rana była promienna ani jasna. W moim wypadku cała lepka warstwa zostaje wytarta w poduszkę podczas snu. ^^" Dzięki temu przed myciem twarz jest mięciutka i nawilżona, ale ten efekt znika wraz z poranną toaletą. Największym minusem są pryszcze z białym czubkiem, które wyskakują mi za każdym razem, kiedy użyję tej maseczki. Myślę, że to największy minus. Nie warto zapychać sobie twarzy otrzymując w zamian minimalne nawilżenie.


Jestem rozczarowana, bo po maseczkach od Lioele typu wash off miałam nadzieję na coś naprawdę super. Zwłaszcza, że w przypadku Waterdrop Sleeping Pack byłam oczarowana uwalniającymi się podczas nakładania kropelkami wody.


Kosztuje około 30zł, a więc w ramach gadżetu można się na ten produkt skusić. :) Może komuś podpasuje i nie będzie go zapychał, mi niestety kompletnie nie służy i prawdę mówiąc nie wiem nawet jak go spożytkować. Jako maseczkę 15-minutową? Jako maseczkę-krem na noc raz na tydzień? Nie mam pojęcia. A szkoda, bo zapach jest przepiękny, a opakowanie urocze i miłe dla oka. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...