wtorek, 17 grudnia 2013

Łopianowa maseczka do włosów babci Agafii

"Maska do włosów łopianowa to wspaniały sposób na wzmocnienie włosów. Olej z łopianu niezastąpiony w pielęgnacji włosów, posiada mocne działanie regenerujące. Wzmacnia strukturę włosa zapobiegając łamliwości i przesuszeniu. Otręby owsiane odżywiają zniszczone włosy zwracając im siłę i elastyczność. Sok z brzozy to znany ludowy środek na wzmocnienie cebulek włosowych. Dzięki zawartości olejów z zimnego tłoczenia maska ułatwia rozczesywanie. Włosy stają się jedwabiste i pełne blasku."



Cena i wydajność
Wpadła mi w łapki, ponieważ mój tata jeździ służbowo do Rosji. Któregoś razu stwierdził, że po co mam zamawiać przez internet, skoro on może się za tymi kosmetykami rozejrzeć. Takim sposobem dostałam od niego w prezencie "zestawik" składający się właśnie z maseczki łopianowej, nieznanego mi szamponu Agafii i tak samo nieznanej odżywki. :)

Cena maseczki w Rosji wynosi około 3,90zł. Nie spodziewałam się takiej taniochy. Podejrzewam, że babuszka jest tam produkowana i sprzedawana na takiej samej zasadzie, co np. szampony Barwy w Polsce. Rodzimy produkt, itd. :)

Wydajność maseczki jest standardowa, starczyła mi na około miesiąc używania. Jak zwykle nakładałam ją bardzo hojnie. Konsystencja również jest standardowa - lejąca, wodnista.

Działanie
O ile maseczka drożdżowa i jajeczna super sprawdzają się na moich włosach, to łopianowa w ogóle nie przypadła mi do gustu. Trzymałam ją na włosach 30min, czyli tak jak każdą maskę Agafii. Już przy spłukiwaniu czułam, że końcówki włosów są szorstkie i tępe. Po wyschnięciu było chwilowo lepiej, ale już pod koniec dnia od połowy ucha miałam siano. :< Najwidoczniej ziołowe maseczki nie są odpowiednie dla tej części moich włosów, która dużo przeszła. Natomiast włosy przy skórze głowy zdawały się być bardzo zadowolone - odżywione i błyszczące. ;)

Nie mogę się wypowiedzieć co do zahamowania wypadania włosów, ponieważ ten problem już mnie nie dotyczy. :D Postaram się napisać o tym osobny post. :)

sobota, 2 listopada 2013

Męski post: Peeling gruboziarnisty Perfecta

Dziś kolejny post z serii, znów z tych które mogą zainteresować obie płcie. Na celownik trafia kosmetyk, który odkryłem dawno temu. Sam, zupełnie przypadkiem, bez poleceń, reklam i tym podobnych.
Po kilku użyciach mogłem z czystym sumieniem polecić go swojej partnerce i jak się okazuje nie tylko na mnie działa tak dobrze ;)

Peeling występuje w dwóch wersjach, grubo- i drobnoziarnistej, dziś zajmę się opisem mojego ulubieńca.
Zacznijmy od opakowania: "Aktywny peeling z drobinkami orzecha włoskiego polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji cery tłustej i mieszanej, usuwa martwe komórki naskórka, wygładza..." blablabla...zapewnienia producenta jak to na opakowaniach - standard.
O dziwo, nic co napisali na pudełku nie mija się z prawdą! Odnoszę wrażenie, że produkt działa dokładnie tak jak zostało to opisane.
Peeling gruboziarnisty Perfecta dostępny jest w poręcznych saszetkach i w większych tubkach.

Zawsze wybierałem wersję w saszetkach, dlatego trudno wypowiedzieć mi się szerzej na temat tubki. Co do tych pierwszych, wydobycie peelingu ze środka nie jest kłopotliwe, jedyne do czego mogę się tu przyczepić to brak jakiegoś rodzaju podziałki na saszetce. Spokojnie wystarczy jej na dwa użycia i nie ma potrzeby zużywać wszystkiego na jeden raz. Jeżeli dobrze zawiniemy saszetkę to nic nie powinno się zeschnąć do następnego użycia, ale no.. mogli to dopracować.

Rzeczą która zawsze mnie w nim urzeka, jest to jak przyjemnie się go stosuje. Bardzo miło masuje skórę. Dzięki licznym drobinkom zapewnia takie momentalne odprężenie i relaks. Nie podrażnia skóry, ani razu nie zostawił u mnie czerwonych śladów, nawet kiedy za bardzo się wczułem w ideę "ścierania naskórka" i tarłem dosyć mocno. Peeling spełnia swoje zadanie, oczyszcza twarz na długo, pozbywa się martwych skórek, poprawia koloryt cery i odżywia ją.

Cena produktu jest całkiem przystępna. Nie odważę się stwierdzić że jest atutem tego produktu, ale takie saszetki zawsze łatwo wrzucić do koszyka z zakupami, zwłaszcza przy okazji poważniejszych zakupów ;)

Peeling Perfecta trafił do grona moich ulubieńców. Jego pozycja jest tak silna, że nawet nie odczuwam potrzeby rozglądania się za innymi peelingami. To bardzo solidny produkt, wart uwagi i polecenia.

czwartek, 31 października 2013

Bielenda, Delikatny żel do mycia twarzy z aloesem

Cena i wydajność
Kupiłam żel za około 8zł/150g w Realu. Nigdzie indziej go nie widziałam, a szkoda, bo produkt sam w sobie jest bardzo dobry. :) Jest dosyć wodnisty, przez co z początku wylewałam go z tubki za dużo. Mimo to starczył mi na 2 miesiące.

Skład
Zamiast SLS mamy do czynienia z Sodium Cocoyl Alaninate. D-panthenol i aloes występują w środku składu, a więc nie są to raczej szczątkowe ilości.

Działanie
Mydełko Aleppo stosowane dwa razy dziennie wysuszało mi skórę. Ujrzawszy aloesowy żel, od razu wrzuciłam go do koszyka. :D Potrzebowałam czegoś delikatnego do mycia twarzy z rana. Po Bielendzie skóra jest oczyszczona, ale nie doświadcza uczucia ściągnięcia, nie skrzypi jak po Aleppo. Jest po prostu umyta, oczyszczona z sebum, które nagromadziło się na mojej twarzy przez całą noc. Rzeczywiście jest to żel bardzo delikatny, nie podrażnia i nie uczula. Znajdują się w nim zielone granulki, które mogą zmylić. W żadnym wypadku nie jest to peeling. ;) Granulki przy masowaniu twarzy zostają rozgniecione i rozpuszczone. Są bardzo miękkie i peeling jest niemożliwy, więc nie ma się czego obawiać. Bardzo mi się ten żel spodobał. Z chęcią kupiłabym kolejne opakowanie, ale jest mi nie po drodze do Reala. :< 

sobota, 26 października 2013

Marion, Jedwab Natura Silk

Mój ulubiony kosmetyk do zabezpieczania końcówek i wygładzania odstających włosków na całej długości, jeśli moja czupryna ma zły dzień i tego potrzebuje. :)



Cena i wydajność
Widziałam go tylko w drogeriach Natura, nie jestem pewna, czy gdzieś indziej można go dostać. Może w jakichś supermarketach?
Jest dostępny w buteleczce 15ml/6zł i 40ml/8zł, a więc nie warto przepłacać. Lepiej dołożyć dwa złote i kupić większe opakowanie. :) Zwłaszcza, że wydajność 40ml jest po prostu wspaniała. Używałam tego jedwabiu przez osiem miesięcy codziennie z małymi wyjątkami. Pamiętam też, że pewnego razu w wakacje buteleczka w moim bagażu odkręciła się jakimś cudem i sporo produktu wyciekło, a mimo to starczyło mi go na tyle miesięcy.

Skład
Nie jestem odpowiednią osobą do analizowania składu, ale według dziewczyn z blogsfery jedwab ten zawiera lekkie i łatwo zmywalne wodą silikony, czyli jest bardzo przyjazny i nie powinien obciążać włosów. :) Podobno kosmetyki, które mają krótki skład są mniej napakowane zbędnymi ulepszaczami, a więc i tutaj jedwab z Marionu się spisuje, ponieważ jego składniki to zaledwie parę linijek tekstu. :)

Działanie
Jedna wyciśnięta kropelka nadaje moim włosom aksamitne wykończenie, jeśli rozprowadzę ją na całej długości. Robię tak tylko na randki albo jakieś ważne spotkania, kiedy chcę mieć pewność, że na moich włosach nie pojawi się puch. Zazwyczaj nakładam jedną kropelkę na końcówki i na grzywkę, dzięki czemu są błyszczące i miękkie. Ten jedwab tak wspaniale zabezpiecza włosy, że nie mam problemu z rozdwajającymi się końcówkami. Co parę miesięcy ścinam stare zniszczenia, a nowe się nie pojawiają i włosy wyglądają na zdrowsze. :)

czwartek, 24 października 2013

Drożdżowa maseczka do włosów babci Agafii

"Drożdże piwne wnikają w strukturę włosów, wzmacniając ich metabolizm i tym samym przyspieszając wzrost. Olej z kiełków pszenicy działa regenerująco na włosy hamując ich wypadanie."

Przepiękny zapach owsianych ciasteczek! :D Utrzymuje się na włosach cały dzień, co w ogóle mi nie przeszkadza, chociaż... Nieraz na zajęciach potrafię się od tego zapachu zrobić głodna. :)

Maseczka starczyła mi na około 3 tygodnie. Stosowałam ją co cztery dni pod czepek i ręcznik, bo tylko wtedy moje włosy w pełni korzystały z jej dobrodziejstw. Użyłam jej parę dni po hennie i bardzo dobrze odżywiła moje włosy, bo - jak wiadomo - henna to zioło, a każde zioło wysusza włosy, w mniejszym lub większym stopniu. Dzięki temu mogłam w pełni cieszyć się przepięknym kolorem. :)

Włosy po półgodzinnym seansie z maseczką drożdżową były miękkie i błyszczące (ale muszę przyznać, że maseczka jajeczna nadaje większy błysk). Co z obietnicą zwiększonego porostu i mniejszego wypadania? Oczywiście nic takiego nie zauważyłam. ;D Być może za krótko tę maseczkę stosowałam, aby cokolwiek na ten temat powiedzieć; może to prawda, a może kolejna czcza obietnica - nie wiem. Myślę, że gdybym zużyła pod rząd ze trzy opakowania wówczas mogłabym coś na ten temat napisać. Póki co bardzo spodobał mi się efekt miękkich, błyszczących włosów, które mogę z łatwością rozczesać. Maseczka drożdżowa nie wygładza tak bardzo jak jajeczna, mam wrażenie, że po drożdżach odstaje mi więcej malutkich włosków na całej długości.

Mimo to - maseczka drożdżowa podoba mi się bardziej, chyba przez wspaniały zapach. :D Włosy są po niej odżywione i niczego im nie brakuje, a odstające włoski jestem w stanie przeżyć. No i obietnica porostu - kurczę, naprawdę chcę w to wierzyć. ;) Mimo że efektów nie widać gołym okiem to mam nadzieję, że skalp został odżywiony i może minimalnie wpłynęło to na cebulki włosów.

piątek, 18 października 2013

Henna Khadi - Ciemny brąz

Od ostatniego farbowania mineło 1,5 miesiąca, więc postanowiłam zaszaleć i kupiłam ciemny brąz, do którego dodałam tym razem inną maseczkę i jeden dodatkowy składnik. :) Oprócz tego postanowiłam po raz pierwszy utlenić hennę przed farbowaniem. W tym celu odstawiłam gotową papkę na 24 godziny. Efekt grubych i błyszczących włosów niesamowicie mi się podoba, ale wielkim minusem henny jest jej nietrwałość. :< Po miesiącu nie ma po niej śladu. Mimo to wracam do henny i świadomie odrzucam chemiczne farby, które 1) niszczą włosy i 2) kolor prawie zawsze wychodzi zupełnie inny niż na opakowaniu i czuję się po prostu oszukana. Postanowiłam skorzystać z utlenienia przed farbowaniem z jeszcze jednego powodu: moje włosy nie wytrzymają dwóch dni bez mycia, a nie mam czasu, żeby je przetrzymywać (kolor henny rozwija się na włosach do 48 godzin).


Dodałam do mieszanki:
- łyżkę maski drożdżowej babci Agafii - bez silikonów, ale zawiera trochę olejków, których się jednak nie bałam. Do tej pory farbowałam z dodatkiem maski Alterry, która też ma oleje w składzie, lecz nie wpłynęło to na jakość farbowania. Wypłukiwanie się henny z włosów wysokoporowatych to inna sprawa;
- łyżkę espresso - mooooocna kawa. :D Dodałam ją w celu wzmocnienia koloru i trwałości farby;
- całe opakowanie henny - tym razem 100% ciemnego brązu;
- 300ml wody w temperaturze 50 stopni C - tak pi razy drzwi, nie potrafię nigdy wymierzyć temperatury. :D
Do tego eksperymentu specjalnie zakupiłam folię spożywczą, żeby obwinąć nią miskę i odstawić całą mieszankę na 24 godziny. Postawiłam ją na górze szafy, gdzie powietrze powinno być cieplejsze.


Wszystkie składniki dokładnie wymieszałam drewnianą łyżką. Widoczne grudki to bąbelki powietrza, które utworzyły się podczas energicznego mieszania. :)

Po 24 godzinach henna zrobiła się ciemnozielona. Niestety zapomniałam zrobić zdjęcie. :< Umyłam włosy piwnym szamponem z Barwy, odsączyłam nadmiar wody ręcznikiem i przystąpiłam do nakładania farby. Pod koniec, kiedy został mi tył głowy, zauważyłam, że nie starczy mi henny. Musiałam szybko dorobić dwie łyżki stołowe z kolejnego opakowania. ^^" Kiedy już pokryłam wszystkie włosy, owinęłam głowę folią spożywczą, nałożyłam na to zimową czapkę i chodziłam z tym wszystkim przez 3h.

Oto efekt:


 Kolor wyszedł ciemny, ale to wciąż brąz. :) Poza tym włosy są błyszczące i jest ich wizualnie więcej. Co ciekawe - tym razem nie dorobiłam się żadnego wysuszu. Może to dlatego, że ostatnio podcięłam 5cm i dzięki temu nie mam ani jednej zniszczonej końcówki (ani cieniowania!). Zobaczymy, jak będzie z trwałością. Mam nadzieję, że ten kolor zostanie ze mną na dłużej. :)

środa, 16 października 2013

Yves Rocher, Odżywka wygładzająca

"Dzięki odżywce wygładzającej, Twoje włosy będą łatwe w rozczesywaniu i odporne na skręcanie. Nawet podczas suszenia, nie będą wykazywały tendencji do puszenia się. Efekt wygładzenia utrzymuje się przez 48h. Kremowa konsystencja odżywki jest łatwa i przyjemna w użyciu. Produkt nie zawiera silikonu, dzięki czemu nie obiąża włosów."

Źródło: www.yves-rocher.pl


Wysoka tubka sprawia wrażenie pojemnej, ale mieści w sobie zaledwie 150ml produktu. Warto wspomnieć, że jej cena wynosi około 12zł, a więc jest zupełnie nieadekwatna do ilości i wydajności. Gdyby było jej chociaż o połowę więcej to bym tak nie marudziła, ale nie dość, że jest "zwyczajna" i to bardziej w kierunku "nic nie robi", to jeszcze - powiedzmy wprost - droga.

Starczyła mi na zaledwie dwa tygodnie codziennego używania. Jej konsystencja w ogóle nie przypadła mi do gustu - przypomina mi serek topiony, ale ten z rodzaju topornych do rozsmarowania. Odżywka jest gęsta, oporna w rozsmarowaniu po włosach. Większość spadła mi podczas aplikowania do wanny, zamiast wyglądować na włosach.

Opis odżywki obiecuje cuda. ;) Zgadzam się, co do ułatwionego rozczesywania, tutaj sprawdza się dobrze, nie mam żadnych zastrzeżeń. No i plus za to, że nie obciążała włosów. Ale co do całej reszty nie. Wygładzenie do 48 godzin - u mnie włosy na drugi dzień zawsze są wygładzone, ale jednocześnie przyklapnięte, a na skalpie przetłuszczone, dlatego w ogóle nie rusza mnie obietnica wygładzenia przez dwa dni. Odporne na skręcanie? Moje włosy wysychały samoistnie i układały się w fale. :D Puszenie? Pełno odstających włosków na całej długości, nieważne, czy kłaki same wysychały, czy byłam zmuszona użyć suszarki, kiedy gdzieś się spieszyłam.

Mam wrażenie, że ta odżywka nie robiła nic z moimi włosami. Szybko się skończyła, nie pozostawiła praktycznie żadnych wspomnień. Dopiero czytając opis producenta mogłam sobie przypomnieć, że to i to się nie zgadzało, ale faktycznie mogłam bez trudu rozczesać włosy. Potrzebuję większego odżywienia i nawilżenia albo (prawdziwego!) wygładzenia. :)

wtorek, 15 października 2013

Olejek herbaciany

Wbrew pozorom nie ma on nic wspólnego z herbatą. :) Został tak nazwany przez brytyjskiego kapitana Jamesa Cooka, który po zejściu na ląd, zastąpił zwykłą herbatę liśćmi z drzewa herbacianego. Jako olejek eteryczny nie stosuje się go od razu na większe powierzchnie skóry, ale dodaje na przykład kilka kropelek na łyżkę innego oleju bazowego, bądź punktowo na zmiany skórne. Stosuje się go między innymi w leczeniu trądziku, grzybicy i łupieżu. 



Mieszanka OCM

Znalazłam swój idealny przepis: 5 kropelek olejku z drzewa herbacianego na jedną łyżkę stołową lnianego i rycynowego (dla mojej tłustej cery olej rycynowy stanowi 20% mieszanki). Nie spodziewałam się uczucia orzeźwienia, które po całym dniu jest po prostu cudowne. :D Nie mrozi mnie tak jak mięta, czy mentol, ale czuję na twarzy delikatny chłodek, który działa odprężająco. Efekt po pierwszym użyciu: zaskórniki zamknięte się zmniejszyły! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, ale moja skóra się wygładziła. Zawsze pod słońce widziałam sporo nierówności, tymczasem po OCM z olejkiem herbacianym zaskórniki zaczęły powoli się chować.

Punktowo na pryszcze i zaskórniki

Olejek nałożony za pomocą patyczka higienicznego bezpośrednio na zaskórniki, potrafi zdziałać cuda. :D Szkoda, że skóra po jakimś czasie przyzwyczaja się i nie ma już takich spektakularnych efektów. Przez pierwsze parę dni zaskórniki zamknięte robiły się bardziej płaskie, nierówności się prasowały, skóra stawała się gładka. Miałam nadzieję, że wytępię je raz na zawsze, ale te najbardziej oporne zostały.
Pryszcze goją się po nim bardzo szybko i bez większych problemów. Kiedy przycisnę nasączony patyczek higieniczny do problematycznego miejca i potrzmam parę sekund, z rana wyprysk jest mniejszy (nadal jest, ale nie taki czerwony, czy duży). Niestety nie działa na hormonalne gule, które często mnie ostatnio nękają. :<

Dodatek do maseczki

Dodawałam 5 kropelek na łyżkę glinki/spiruliny i za każdym razem czułam przyjemny efekt ochłodzenia. Miałam wrażenie, że cera się odkaża, bardzo przyjemne uczucie. :) Poza wyżej wymienionym efektem nie zauważyłam wzmocnienia działania maseczki.

***

Osoby z wrażliwą cerą powinny uważać, ponieważ czasem i mnie olejek potrafi zaszczypać po nałożeniu na rozerwanego pryszcza, ale po paru minutach wszystko jest okej. Należy pamiętać, żeby pod żadnym pozorem nie nakładać olejku herbacianego na całą twarz, jak na przykład olejek arganowy. Ten pierwszy jest olejkiem eterycznym, ma bardzo intensywny zapach (daje po oczach i po nosie podczas aplikowania ^^"), podczas gdy argan jest typowym olejem o subtelnym zapachu. 
Na pewno olejek herbaciany na stałe zagości w mojej apteczce. :)

piątek, 11 października 2013

Yves Rocher, Jedwabisty szampon odżywczy

"Szampon wzbogacony jest o mleczko z owsa o właściwościach odżywiających i łagodzących. Produkt sprawia, że  włosy są miekkie, odżywione i jedwabiste."

Źródło: www.yves-rocher.pl

Producent oferuje nam 300ml szamponu za około 10zł. Jest to znośna cena, zwłaszcza, że szampony 600ml od babci Agafii kosztują plus/minus 20zł. Oba produkty są reklamowane jako naturalne, itd., a więc myślę, że cena jest całkiem w porządku. Jestem w stanie wydać te kilkadziesiąt złotych na ponad pół litra rosyjskiego szamponu i od czasu do czasu mogę sobie kupić połowę tego za połowę ceny, jak w przypadku Yves Rocher. Wychodzi przecież na to samo. :)

Zapach jest przyjemny dla nosa. Nienachalny, delikatny i... hmm, roślinny? ;D Spodobał mi się i przez to przyjemnie się ten szampon używało. Starczył mi na ponad miesiąc codziennego używania. Jak na mnie jest to standardowa wydajność.

Dobrze zmywa oleje i sebum, a także nie podrażnia skóry głowy. Jest reklamowany jak produkt naturalny, wolny od parabenów i SLS. Ma za to ASL, które jest minimalne delikatniejsze (uświadomiły mnie o tym Czytelniczki, dziękuję :)). Włosy po umyciu nie są tak szorstkie, jak po zastasowaniu Barwy, ale odżywka jest konieczna. Wyznaję zasadę, że szampon nie jest w stanie odżywić nam włosów, on ma je po prostu oczyścić z tłuszczu i z brudu. ;) Myślę, że dobrze sprawdziłby się na jakimś wyjeździe. Nie jest produktem agresywnym, myje raczej łagodnie i nie plącze włosów. Jeśli czułabym się bardzo ograniczona przez bagaż i musiała ograniczyć ilość kosmetyków do minimum, zabrałabym właśnie ten szampon. Parę razy mogłabym obejść się bez odżywki i włosom nie stałaby się krzywda. :)

środa, 9 października 2013

Rival de Loop, Maseczka Peel-Off


Kosztuje 1,19zł i jest Rossmannowską marką. Spodziewałam się kolejnego dobrego produktu, bo przecież kosmetyki do włosów z Alterry cały czas robią furorę i nie ma co ukrywać - są dobre i naturalne (cenowo skoczyły ostatnio w górę, ale to temat na osobny post). Kolejnym dobrym produktem ta maseczka nie była, wręcz przeciwnie, ponieważ podczas jej zdejmowania przeżyłam istne chwile grozy...


Zapach - po rozerwaniu saszetki od razu uderzył we mnie zapach alkoholu. Jest intensywny i duszący, po nałożeniu maseczki piekły mnie od niego oczy. Po paru minutach na szczęście zapach się ulotnił, ale miałam wrażenie, że moja skóra nie przeżyje takiej dawki alkoholu. Pierwsze wrażenie - bardzo nieprzyjemne.

Konsystencja - kleista i gęsta. Do tej pory używałam maseczki z bielendy (spirulina + algi), która w ciagu 5min zastygała, ale nie przylegała jak klej do skóry. Miałam bardzo nieprzyjemne uczucie, że nie ściągnę Rossmannowskiej maseczki. I słusznie. Moja intuicja mnie nie zawiodła. ;)

Działanie - za pierwszym razem trzymałam ją przez 30 minut (producent zaleca 15), nie zastygła w ogóle, może to wina tego, że siedziałam z nią pod prysznicem i wilgoć uniemożliwiała zachnięcie. Nie dało się maseczki zmyć, musiałam zdrapywać ją paznokciami. Efekt? Czerwona, podrapana, podrażniona twarz. Za drugim razem trzymałam ją w suchym pomieszczeniu przez 30 minut - nie zaschnęła. 45 - nadal nic. Godzina - zdenerwowałam się i próbowałam ją ściągnąć. Brzegi zeszły ładnie, ale na środku czoła, policzków, brody została warstwa "kleju". Znowu musiałam drapać i pocierać twarz, żeby pozbyć się tego paskudzctwa. Nie zauważyłam żadnego działania, bo bardziej skupiłam się na zdrapywaniu maseczki, która w ogóle nie chciała zaschnąć. 

Nigdy nigdy nigdy nigdy nigdy nie sięgnę znowu po ten produkt. I póki co będę trzymała się z daleka od wszystkich maseczek typu Peel-Off, bo wrażeń (jak na pierwszy raz) w zupełności mi wystarczy. Jak dla mnie jest to produkt beznadziejny. Śmierdzi alkoholem (nie polecam nakładania na podrażnioną skórę albo ranki po pryszczach - pieczenie i ból gwarantowane) i nie zasycha. Przez swoją niską cenę może kusić na sklepowej półce, ale naprawdę nie polecam... Chyba że ktoś chce spędzić ponad godzinę w łazience i martwić się, że nie może ściągnąć kleju z twarzy. ^^"

poniedziałek, 7 października 2013

Yves Rocher, Octowa płukanka z malin

Podjęłam dzisiaj decyzję o ścięciu 5cm włosów i tym samym całkowicie zeszłam z cieniowania. :) Czuję się trochę łyso, ale teraz kłaki po całości prezentują się bardzo ładnie, są wyrównane, schludne... ZDROWE! Nie licząc zmaltretowanej grzywki, ale na nią przyjdzie pora w swoim czasie. Póki co trochę przeżywam, że włosy znowu mam do stanika, a nie za stanik, ale coś za coś. Zdrowe włosy są ładniejsze niż smętne, pocieniowane strąki. Poza tym mam motywację na parę najbliższych miesięcy, aby wyciągnąć tyle przyrostu, ile tylko się da. :D No i mam nadzieję, że wypadanie trochę się uspokoi, kiedy podczas czasania nie będę zahaczała o skołtunione, zniszczone końcówki.

***

A teraz coś o tytułowej płukance. :)

Źródło: www.yves-rocher.pl/
Spodziewałam się, że starczy mi na 3 użycia, tymczasem mija niecały miesiąc, a ona nadal stoi w łazience i czeka na wykończenie. Używałam płukanki codziennie z małymi wyjątkami, a więc wydajność jak na 150ml jest całkiem spora. Wystarczy niewielka ilość, żeby zobaczyć efekt i... poczuć nieziemski, malinowy zapach, który na moich włosach utrzymuje się nawet cały dzień. :) Nie trzeba zużyć od razu 1/3 buteleczki. Wystarczy pokropić płukanką umyte włosy, delikatnie ją wetrzeć i spłukać chłodną wodą. 

Efektem są gładkie włosy. Mam wrażenie, że łuski są bardziej domknięte, przez co włosy bardziej się błyszczą. :) Malutkie włoski sa uspokojone i leżą sobie grzecznie przy innych, ale niestety płukanka nie ochroni nas przed wilgocią w powietrzu. Mimo domkniętych łusek włosy i tak puszą się, kiedy pada deszcz, czy nad ziemią zalega mgła. ^^" 

Mogę polecić tę płukankę bardziej jako gadżet niż jako produkt do pielęgnacji włosów. Buteleczka jest zgrabna, ładna, dobrze się prezentuje w łazience na widoku. Pachnie po prostu bosko. <3 Ale nie robi spektakularnych rzeczy z włosami. Ot, po prostu wygładza i nabłyszcza. Cena 25zł jest zbyt wysoka, warto poczekać na jakieś promocje i dopiero wtedy kupić. Chociaż... Na obronę mogę powiedzieć, że wydajność jest dobra. :) Można się tym produktem nacieszyć, ale na pewno nie pojawi się w trakcie jego używania przesyt, ani myśl typu "niech to się już skończy, uh!" :D

czwartek, 3 października 2013

Jantar po trzech tygodniach

Nie sądziłam, że po dwóch dniach nowego roku akademickiego będę taka padnięta... a jednak. Kawa znowu poszła w ruch w dużych ilościach, ale moje włosowe problemy to prawdopodobnie sprawka złego odżywiania, czy raczej - braku jedzenia. Trudno mi przez to ocenić Jantar. Pewne jest to, że mam poważne problemy w organiźmie, braki witamin, minerałów, może nawet wszystkiego.

Mimo to jestem zadowolona z Jantaru, który sumiennie wcierałam w skórę głowy zawsze z rana po umyciu włosów. :) Największym plusem jest to, że przyspieszył porost. Nie stosowałam go w tym celu, ale przyrost dwóch centymetrów w ciągu trzech tygodni jest bardzo mile widziany. :)

Kolejnym plusem jest to, że Jantar pozbył się z mojej głowy wszystkich ropnych krostek. Przez ostatnie pół roku cierpiałam na istny wysyp takich zmian skórnych przez zapchanie skalpu olejkiem Sesa. Jantar uporał się z krostami, ukoił je, wysuszył i problem na szczęście zniknął. Chciałoby się powiedzieć - w końcu! :D Podejrzewam, że alkohol w składzie zadziałał odkażająco, co bardzo pomogło w pozbyciu się krostek. Jantar nie podrażnił jednak mojego skalpu, a wręcz przeciwnie - przez pierwszy tydzień zmniejszył przetłuszczanie się skóry głowy. Następnie wszystko wróciło do normy, ale skóra głowy pozostała wolna od krostek. :)

Włosy jak wypadały, tak wypadają. Tutaj Jantar się nie spisał, ale tak jak wspomniałam na samym początku, może być to spowodowane moją fatalną dietą. Od paru dni bardzo intensywnie jem, żeby nabrać parę kg i odżywić włosy od środka. Od poniedziałku zamierzam zużyć 2/3 Jantaru, które mi zostały. Mimo dużego przyrostu nie wrócę do niego, ponieważ szukam środka, który pomoże uporać mi się z wypadaniem. To jest mój priorytet. Może zakręcę się wokół Jantaru, kiedy ogarnę wypadanie i będzie zlaeżało mi wówczas tylko na długości włosów... ;)

poniedziałek, 30 września 2013

Podsumowanie pielęgnacyjnego planu na wrzesień

Dzisiaj był mój ostatni dzień w pracy i od środy zaczynam trzeci rok studiów, także... Ciekawie będzie się działo w moim organiźmie. ;) Bardzo łatwo się stresuję, nie potrafię sobie w ogóle radzić ze stresem, a więc jestem w 100% pewna, że odbije się to na moich włosach i całej reszcie. Pora na podsumowanie moich wrześniowych obietnic. :)

Dieta

Kawa - nie piłam jej ani z nudów, ani z przyzwyczajenia, ponadto piłam tylko 2 kubki dziennie z trzema wyjątkami, gdzie potrafiłam wypić nawet do 6, ale... po prostu musiałam, inaczej nie wytrzymałabym całego dnia na nogach. ^^" 

Piłam po 1,5l wody dziennie, także i tutaj jestem z siebie zadowolona. Ale tak bardzo wzięłam sobie do serca kolację bez węglowodanów, że zamiast zdrowo się odżywiać po prostu schudłam. Z 50kg zeszłam do 48, co w przypadku moich 168cm wzrostu jest złym wynikiem. Muszę jakoś zdrowo przytyć i jestem pewna, że wpłynie to pozytywnie na stan moich włosów. :) Kolejnym moim błędem było traktowanie np. jednego pomidora jako posiłek. Zamiast się najadać, niedojadałam i sama jestem sobie winna, że mój organizm stał się osłabiony. Kiedy brakuje nam witamin, czy innych ważnych rzeczy, włosy odżywiane są na samym końcu albo w ogóle. Organizm woli dostarczyć niezbędnych elementów np. mięśniom, a nie włosom, więc te ostatnie są bardzo zaniedbywane i odbija się to na ich wyglądzie, bądź cebulkach - i przez to wypadają.

Humavit, magnez i żelazo biorę dalej, ale suplementy diety nie są w stanie zastąpić jedzenia. Nie zauważyłam, żeby działały, może nie mają gdzie działać... Niektóre witaminy, czy mikroelementy rozpuszczają się w tłuszczach, a skoro nie dostarczałam tłuszczów, jak miały przeniknąć do organizmu?

Olejowanie

Dzięki olejowi lnianemu bardzo przyjemnie dbało mi się włosy w tym miesiącu. :) Efekty olejowania widać już po pierwszym użyciu, więc z chęcią sięgałam po niego co drugi dzień przez cały miesiąc. Tak jak pisałam wcześniej, zaprzestałam olejowania skalpu na czas stosowania Jantaru.

Wcierki

Na miejsce kozieradki wszedł Jantar, który dziwnym trafem dostałam w końcu w aptece. Wcierałam go codziennie przez 3 tygodnie, a jutro mam zamiar napisać o nim coś więcej i ocenić jego działanie.

Sobota - mini spa

Peelingowałam i maseczkowałam nie tylko włosy, ale i twarz. Bardzo mi się spodobała idea takiego spa raz w tygodniu. To bardzo miły relaks i można tego dnia zwolnić trochę z życiem, ponudzić się w domu, pochodzić w piżamie... Uwielbiam takie dni. :) Mini spa pomaga mi utrzymać włosy odpowiednio nawilżone i odżywione.

Inne

Tylko dwa razy użyłam suszarki. :D I to w sytuacjach, kiedy musiałam natychmiast wybiec z domu na zimno. Co do stresu - nie miałam w tym miesiącu jakichś szczególnie stresujących sytuacji. Jeśli jakieś się pojawiły, to niestety bardzo je przeżywałam. Powtórzę się, ale po prostu nie potrafię radzić sobie ze stresm. :<

***

Trudno mi ocenić, czy jestem zadowolona z tego, co zrobiłam przez ostatni miesiąc. Sporo rzeczy poprawiłam, ale popełniłam również parę błędów, które - po dłuższym zastanowieniu - wpływają na negatywną ocenę planu pielęgnacyjnego na wrzesień. Sporo dobrych uczynków,  parę grzechów wielkiej wagi. Zaniedbałam cały organizm i ucierpiały na tym moje włosy. Wniosek? Muszę się koniecznie poprawić. ;)

sobota, 28 września 2013

Aktualizacja włosów: wrzesień

Włosy jak wypadały, tak wypadają. Może jestem totalną panikarą, bo podnoszę larum o głupie 50-60 włosów, które wypadają mi codziennie przy myciu + czesaniu w ciągu dnia. Cierpię jednak psychicznie katusze, kiedy widzę na szczotce kupkę kłaków wraz z cebulkami. Nie ma co ukrywać, że w ogóle nie cieszy mnie ten widok... ^^" Póki co kończę przygodę z Jantarem, na jeden tydzień wrócę do stymulującego Khadi i znowu zmierzę się z wcierką. Co potem - nie wiem. :) Może jednak przekonam się do kozieradki, jeśli włosy nadal będą wypadać?


Na dworze było bardzo wilgotno i wszystkie włosy zaczęły mi nieładnie odstawać. :<

Ogólnie to moje kłaki nieźle podrosły w ciągu trzech tygodni stosowania Jantaru. Nie sądziłam, że porost będzie aż tak widoczny. :D Zapuszczam grzywkę i to po niej widzę, jak szybko rosną moje włosy dzięki wcierce. Grzywka sięgała mi do połowy brody, a dzisiaj wyszła o ponad centymetr za jej linię. :D Dwa centymetry porostu w ciągu trzech tygodni to dla mnie nie lada wyczyn, także chociaż w tej dziedzinie włosomaniactwa jestem wniebowzięta. :)

W tym miesiącu używałam:

Szampon jajeczny Barwa - bardzo dobry i tani, klik.

Szampon pokrzywowy Barwa - pachnie identycznie jak jajeczny i piwny, tak samo dobrze zmywa oleje i... chyba nie różni się niczym innym od pozostałych. :D Jest przeznaczony do włosów przetłuszczających się, ale nie zauważyłam przedłużenia świeżości. Mimo to jest kolejnym dobrym szamponem z Barwy na każdy portfel. :)

Szampon jedwabisty Yves Rocher - użyłam zaledwie parę razy i jestem zachwycona. :) Nie sądziłam, że włosy po szamponie bez silikonów mogą być takie mięciutkie i gładkie. Mam wrażenie, że ten szampon robi coś więcej, niż tylko myje.

Balsam do włosów z aloesem, jedwabiem i białą herbatą Mrs. Potter's - kompletny niewypał, klik.

Balsam na brzozowym propolisie babci Agafii - świetny balsam, który nabłyszcza i wygładza włosy. Świetnie się je rozczesuje. Klik.

Joanna, Z apteczki babuni, Balsam nawilżająco-regenerujący - skończył mi się na początku września, co potwierdza jego niesamowitą wydajność. :) Stosowałam go codziennie przez 5 miesięcy.

Jajeczna maseczka do włosów babci Agafii - bardzo fajna maseczka, starczyła mi na około dwa miesiące, a nakładałam ją co tydzień bardzo obficie. Recenzja tutaj.

Maseczka z siemienia lnianego - niezastąpiona po hennowaniu. :) Stosowana raz na tydzień potrafi utrzymać moje włosy odpowiednio nawilzone, recenzja tu.

Marion, Natura Silk - wciąż go używam, baaaaaaardzo wydajny.

Khadi, Olejek Amla - zmiękczał i nabłyszczał włosy, nie zauważyłam zahamowania wypadania ani przyciemnienia włosów. Zużyłam go w przeciągu 6 tygodni, przy czym nakładałam go obficie co drugi dzień na całą długość. Recenzja tutaj

Olej lniany - zakochałam się w nim. <3 Sprawdza się w olejowaniu włosów i przy OCM. Włosy są po nim odpowiednio dociążone, lejące, odżywione. Klik.

Wcierka Jantar - w poniedziałek miną 3 tygodnie odkąd ją stosuję, a więc zbliża się pora na podsumowanie. Zapraszam tutaj i tutaj gdzie opisuję pierwsze wrażenia po jej użyciu.

Płukanka octowa z malin Yves Rocher - cudowny zapach. :D Użyłam ją zaledwie parę razy. Mogę powiedzieć, żę fajnie wygładza włosy.

To by było na tyle. :) Szykuję się na trochę większe podcięcie końcówek, chociaż niechętnie. Pobiłam swój rekord w zapuszczaniu i trochę szkoda... Ale trzeba przyznać, że włosy wyglądają korzystniej, kiedy są wyrównane i zdrowe. ;)

Jak tam u Was w tym miesiącu? Jesteście zadowolone ze swoich włosów? :)

wtorek, 24 września 2013

Krem BB - Skin79, Pink

Mam do niego ogromny sentyment, ponieważ jest moim pierwszym azjatyckim kosmetykiem. :D Najpierw zamówiłam próbki (bardzo wydajne swoją drogą, jedna saszetka 2g starczała mi na tydzień), a potem rzuciłam się na pełnowymiarowe opakowanie. Kupiłam go z allegro, gdzie sprzedająca dokładnie wyjasniła, jak odróżnić oryginalny krem od podróbki. Zakupy były miłe i przyjemne, a ja miałam pewność, że trafi do mnie właściwy produkt. :)

Nisamowicie spodobał mi się azjatycki glow. Nie próbowałam go nawet przypudrować, bo doceniłam wygląd nawilżonej, naturalnie wyglądającej cery. Mimo że krem nie matowił... moja twarz bez przetłuszczania potrafiła wytrzymać cały dzień i nie musiałam w ogóle poprawiać makijażu, czy używać bibulek matujących, co zazwyczaj jest normą. Byłam w niemałym szoku, ale wiedziałam, że wkrótce skóra się przyzwyczai... i tak też się stało. ;)

Pamiętam, że na początku przeraził mnie szary odcień, który na szczęście po chwili stopił się z moim kolorem skóry. Na chwilę obecną, po paru doświadczeniach z innymi kremami, muszę jednak stwierdzić, że odcień Skin79 Pink nie jest dle mnie ze względu na chłodne, różowe tony. Nie wyglądam w nim źle, ale są bebiki, których kolor pasuje do mnie zdecydowanie lepiej. :D


Krycie ma raczej średnie. Jedna warstwa potrafi zakryć mniejsze czerwone przebarwienia, czy krostki, ale większe niedoskonałości się przebijają. Można kremik wklepać punktowo w pryszcze i po problemie. Nie zauważyłam, żeby jakoś bardzo się ścierał, spokojnie potrafi wytrzymać cały dzień. Największy plus - nie podkreśla suchych skórek, wspaniale leży na skórze. :D


Jedyną wadą wydawała mi się skandalicznie mała wydajność. Pełnowymiarowe opakowanie 40g starczyło mi na zaledwie 2 miesiące codziennego stosowania. zachodziłam w głowę jak mogło się coś takiego stać, kiedy próbki 2g były niesamowicie wydajne. Niedawno odkryłam dlaczego tak się stało. Chomikuję sobie niektóre zużyte opakowania po kosmetykach azjatyckich (a może się kiedyś przydadzą do czegoś ^^") i z nudów rozebrałam Skin79. Zaglądam do środka, a tam... pełno kremu! Najwidoczniej pompka się zacięła, czy zepsuła i większość produktu została uwięziona. I takim sposobem mogę stwierdzić, że Skin79 ma same zalety. :D

poniedziałek, 23 września 2013

Olej lniany budwigowy

Jest olejem bardzo wymagającym. Po otwarciu należy go przechowywać w temperaturze 4-10 stopni C, nie dłużej niż 2-3 miesiące. Trzymam go zatem w lodówce, aby nie stracił swoich wspaniałych właściowości, o których jeszcze napiszę. :) Posiadam butelkę 500ml i myślę, że nie zdążę jej całej zużyć. Co prawda stosuję olej lniany w kuchni i do pielęgnacji twarzy i włosów, ale... mimo ciemnej butelki czuję, że ubywa go bardzo powoli. :D Jest idealny do OCM, dokładnie zmywa azjatyckie bebiki, skóra jest nawilżona i czysta. Sprawdza się też fantastycznie w olejowaniu włosów wysokoporowatych. Są po nim sypkie i gładkie. Mam wrażenie, że stają się bardziej elastyczne. Jak dla mnie pachnie po prostu cudownie - jak smażona cukinia. <3 Dostać go można - co dziwne - w sklepie zielarskim. W sklepikach, czy supermarketach nie natknęłam się na niego, mimo że specjalnie się za nim oglądałam od jakiegoś czasu.

Jestem z niego zadowolona przede wszystkim ze względu na boskie działanie na włosach. :) Daje u mnie lepsze efekty od oleju sezamowego, który po dwóch miesiącach stosowania wyzwolił blask w moich przesuszonych i zniszczonych kłakach. Olej lniany nie tylko nabłyszcza, ale i odpowiednio dociąża włosy. Moje fale są po nim zdyscyplinowane, ładne... Same ochy i achy. :D Mam tylko jedno zastrzeżenie, z resztą nie co do samego oleju, ale do szamponu. Mam w domu tylko szampony z SLS, bądź jego krewniakami, które są minimalnie delikatniesze (dziękuję moim Czytelniczkom za te informacje :)). Wydaje mi się, że łagodniejsze szampony nie wymyłyby tak dokładnie całego oleju i efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby na włosach została jego ochronna warstewka. Muszę rozważyć kupno jakieś taniego szamponiku bez SLS (byle nie z Alterry) i poeksperymentować. ;D

"Powstaje tradycyjną metodą tłoczenia na zimno i może być stosowany w diecie opracowanej przez dr Budwig. Charakteryzuje się wysoką zawartością tłuszczów wielonienasyconych oraz kwasów tłuszczowych omega-3."

Stosowałyście na włosy olej lniany? A może wprowadziłyście go do swojej diety? :) Dorosłe osoby mogą spożywać nawet do 6 łyżek stołowych dziennie. Mam ochotę spróbować, zwłaszcza, że pachnie bardzo apetycznie. :D

sobota, 21 września 2013

Krem na noc i serum Zatrzymanie młodości babci Agafii

Moja cera, mimo że przetłuszczająca się i skłonna do zanieczyszczeń/zaskórników, lubi być dobrze nawilżona. Dlatego zdecydowałam się na serię Zatrzymanie młodości, odrzucając kosmetyki typowo antybakteryjne. Korzystnie wyglądam tylko wtedy, kiedy moja twarz jest dopieszczona, odżywiona i nawilżona, a nie wysuszona na wiór seriami dla cer trądzikowych. ;) Zauważyłam to podczas stosowania olejku arganowego na noc zamiast kremu. Skóra się uspokoiła, a zmiany wyciszyły i zagoiły. Seria Zatrzymanie młodości skierowana jest do osób do 35 roku życia, pomaga zachować skórę młodą i sprężystą. Poza tym zawiera parę składników dla cery z problemami, co przekonało mnie do tego, aby ją kupić. :D

Serum

Biała dzika róża - poprawia odnowę komórek skóry, nasyca je w witaminę C i działa odmładzająco.
Arktyczny piołun, ciemiernik bajkalski, szczodrak krokoszowy - zawierają naturalne przeciwutleniacze, które zapobiegają przedwczesnemu starzeniu się skóry.
Różowy olej hibiskusa - ma działanie przeciwzapalne.
Olej z nasion arktycznej maliny moroszki - nadaje skórze matowy wygląd i elastyczność.

Serum nabiera się za pomocą pipety, która jest bardzo, ale to bardzo problematyczna. Nieraz w ogóle nie zaciąga produktu, co potrafi bardzo zirytować. Nie jest również wydajne. Z dnia na dzień jego ilość maleje w oczach. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. ;)  

Nie spodziewałam się serum w postaci... białego kremu. Obawiałam się z początku, że będzie za ciężkie i strasznie mnie po nim wysypie, ale na szczęście nic takiego się nie stało. :) Przez beznadziejną pipetę różnie dawkowałam serum i przez to doszłam do wniosku, że jedna "porcja" w zupełności wystarczy na pokrycie całej twarzy. Dużym plusem jest to, że nie ma mowy o jakichś tłustych, czy lepkich warstwach. Skóra jest po prostu matowa i delikatnie napięta. Natomiast przy dwóch "porcjach" pojawia się u mnie nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. :< Jakbym miała jakąś ciasną maskę, brrr. Nawet nałożony potem krem nie dawał sobie rady z tym uczuciem.

Krem na noc

Biała dzika róża.
Arktyczna malina moroszka - działa wygładzająco na zmarszczki.
Korkowiec amurski - ma działanie tonizujące dla skóry i nadaje jej elastyczność. 
Niebieska malwa i arcydzięgiel - zmiękczają skórę i nadają jej aksamitność.
Biały olej z nasion porzeczki - ma działanie przeciwzapalne, łagodzi i intensywnie odżywia skórę.

Stanowi wyśmienite dopełnienie serum. :D Stosowany solo nie matowi tak jak serum, ale mi to w ogóle nie przeszkadza, w końcu jest produktem do stosowania na noc. Cera nie jest jednak tłusta, tylko nawilżona i odżywiona. Czy aksamitna w dotyku, jak zapewnia producent? Na pewno milusia i delikatna. :)

Stosowany z serum daje bardzo przyjemne uczucie napiętej skóry. Posiadam niewielkie zmarszczki od uśmiechania w okolicy ust i po zastosowaniu serum+kremu są mniej widoczne. Nie kupiłam tej serii w celu zatrzymania młodości, czy zniwelowania zmarszczek. Chciałam moją twarz nawilżyć i odżywić. I obie te rzeczy osiągnęłam, więc jestem bardzo zadowolona z kolejnych rosyjskich produktów. :) Jest o wiele bardziej wydajny niż serum i mam dylemat, czy stosować go solo, czy może jednak szykować się na kolejne zakupy.

***

Nie wierzę w magię i moim zdaniem zmarszczek nie da się usunąć, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W takim wypadku może warto (tak jak Azjatki) zapobiegać, a nie leczyć już istniejące zmarszczki? Myślę, że skóra może obronić się przed takimi problemami wtedy, kiedy jest dobrze odżywiona i przede wszystkim nawilżona. Odpowiednio zadbana skóra jest w dobrym stanie, niczego jej nie brakuje, jest promienna i zdrowa.

Seria Zatrzymanie młodości pomaga zapewnić odpowiednie nawilżenie, delikatnie napina skórę, przede wszystkim nie zapycha i nie podrażnia, a więc może być stosowana również przez osoby mające problemy np. trądzikowe. Czy rzeczywiście pozwala zachować młodość? Kto wie... ;) Po pary tygodniach używania zauważyłam, że moja cera stała się jasna i promienna, dawno tak korzystnie nie wyglądała. Co prawda męczę się teraz ze zmianami hormonalnymi przed okresem, których ani serum, ani krem nie potrafią pokonać, ale ogólny stan mojej twarzy jest super. :D

czwartek, 19 września 2013

Jantar na półmetku

Musiałam dokupić drugie opakowanie, ponieważ bardzo szybko zużyłam 2/3 butelki. Zaprzestałam dokładnego wymierzania jednej łyżeczki wcierki już po trzecim dniu stosowania. Po prostu zaczęłam wytrząsać produkt na opuszki placów i wcierać w skórę głowy tyle, ile potrzeba. :)


Zmniejszenie przetłuszczania minęło już po pierwszym tygodniu, obecnie nie mogę osiągnąć nawet tych paru dodatkowych godzin świeżości, ale to nie szkodzi. Cieszy mnie to, że włosy nadal są odbite u nasady. :D Co do wypadania... niestety nic się nie zmieniło, włosów nadal leci zdecydowanie za dużo. Jedyne co w związku z tym problemem zauważyłam: włosy nie odchodzą od skóry głowy, podczas czesania czuję ból w cebulkach. Dzięki temu mogę uczesać się inaczej albo delikatniej i zapobiegnę wyrwaniu chociażby jednego włoska więcej. Mam cichą nadzieję, że cebulki zaczynają się mocniej osadzać w skórze głowy. Czy coś takiego jest możliwe? ^^"

Zamierzam przeprowadzić dwie kuracje, wliczając w nie tydzień przerwy, kiedy wrócę do olejowania Khadi. Będę ten olejek nakładała bardzo oszczędnie, żeby nie zapchać skalpu.

Mam nadzieję, że chociaż Wy jesteście zadowolone ze swoich włosów. :) Jak tam u Was z wypadaniem w tym miesiącu?

środa, 18 września 2013

Męski post: Szampony z serii Syoss

Dziś pora na kolejny post pisany przez osobnika płci męskiej! Tym razem pod lupę trafia seria szamponów marki Syoss od Schwarzkopf & Henkel.

"Profesjonalna jakość - profesjonalne rezultaty"- czyżby?

Dla przykładu zacznijmy od męskiego szamponu "clean & fresh" - producent obiecuje łagodne mycie przetłuszczających się włosów i skóry głowy, ochronę przed ponownym przetłuszczaniem i świeżość DO 48 godzin.
W zasadzie wszystkie te obietnice są spełnione. Ale tylko jeżeli pod uwagę weźmiemy słowo "do". W bezpieczny sposób pomaga ono uniknąć rozczarowania tym, że po połowie dnia włosy znowu można by umyć, że po kilku godzinach efektu nie ma prawie wcale.

Jednak żeby nie było, że na podstawie jednego szamponu oceniam całą serię jako wpadkę, przypatrzmy się kolejnemu produktowi "power & strength" - skuteczna formuła wzmacnia i pobudza włosy, pomaga zwiększyć ich objętość.
Prawdę mówiąc skuteczność formuły jest dla mnie niezbyt zauważalna. Jedyny pozytywny efekt jaki zauważyłem to minimalnie lepszy połysk. Z przykrością muszę stwierdzić, że ta wersja Syossa myje jeszcze gorzej niż pierwsza.

No i na koniec pozytywna niespodzianka "repair & fullness" bez silikonów. Ten produkt bardzo mile mnie zaskoczył, ładnie odciążył włosy, wyczyścił, wymył, chyba przez fakt że bardzo mi podpasował skończyłem go szybciej niż inne.

A teraz ogółem: Syossy mają swoich fanów, ale osób którym nie służy wydaje się być więcej. Moim zdaniem daleko im do profesjonalnej pielęgnacji i obiecywanych rezultatów. Używałem ich dosyć długo, jednak wydaje mi się, że zostałem zmanipulowany przez markę i obietnice efektów. Butelka jest ładna, cena jest ciut za wysoka i wszystko to tworzy pozory ekskluzywności. W rzeczywistości szampony te nie są niczym specjalnym, ich zapach nie jest prześwietny, ot... szampon jak szampon.
Za te same pieniądze można spokojnie kupić dwa szampony o podobnym działaniu.
A jakie są wasze doświadczenia z Syossami?

wtorek, 17 września 2013

Czy zwykłe podkłady są lepsze od azjatyckich kremów BB?

Od dawna chciałam wrócić do podkładu i przekonać się o tym. W związku z tym, że dostałam próbkę z Yves Rocher, postanowiłam to sprawdzić. ;)


Używam BB z Azji od ponad pół roku, a mój pierwszy kontakt z tymi kosmetykami zaowocował nieopisanym zachwytem. :) Nie dość, że cera po nałożeniu kremu była jasna i promienna, ogólny stan mojej cery uległ znacznej poprawie. Wystarczające krycie i brak efektu maski, przez co twarz wygląda zdrowo i naturalnie - oto największe zalety azjatyckich BB. Tymczasem europejskie podkłady...

Zdążyłam zapomnieć o tym, że dosłownie wszystkie są pomarańczowe. Dla porównania Skinfood Apple Cinnamon #1 i Yves Rocher średni beż:



Ten pierwszy ma odcień jasnego beżu. Drugi jest... bardzo ciemny i bardzo pomarańczowy (czego nie widać na zdjęciu; poprzednie bardziej oddaje jego kolor). Skinfood nie matowi, ale pozostawia twarz przyjemnie miękką i nawilżoną. Podkład z YR jest tłusty i w ogóle nie kryje. Podkreśla najmniejszą zmarszczkę, poza tym tworzy maskę, wiadomo, że coś jest na twarzy, swoją drogą - to się po prostu czuje. Po przypudrowaniu zaczerwienia trochę bledną, ale efekt maski się pogłębia. 

Zastanawia mnie też kwestia doboru próbek. Dlaczego producent daje odcień tak ciemny, że większości osób nie będzie pasował do karnacji? Przecież lepiej wygląda się z twarzą odrobinę jaśniejszą, sprawia się przez to wrażenie młodszej i zdrowszej. Po co dawać kosmetyk, który jest tak ciemny, że będzie odznaczał się od szyi i wyglądał po prostu nieestetycznie? Poza tym mam wrażenie, że odcień średni beż skierowany jest do osób, które uwielbiają smażyć się na solarium i taki pomarańczowy, definitywnie bardzo ciemny odcień będzie dla nich idealny. YR reklamuje się jako producent kosmetyków naturalnych. Natura i solarium? Może tylko mi się gryzą te dwa terminy...

Jedno wiem na pewno - do podkładów nie wrócę nigdy w życiu. Kremy BB dają mi wszystko to, czego oczekuję. Dodatkowo posiadają kolorystykę, która jest dla mnie fantastyczna i mało który posiada pomarańczowe tony. Wiadomo, że jedne podkłady są lepsze, drugie gorsze. Ten z YR należy do tych drugich.

niedziela, 15 września 2013

Pierwsze zakupy w Yves Rocher

Na weekend pojechałam do Gdańska i kiedy zobaczyłam ten sklep nie mogłam do niego nie wejść. :D Od dłuższego czasu chodziła za mną osławiona płukanka z malin. Przy okazji kupiłam coś jeszcze i zobaczywszy ile dostaje się próbek za kartę stałego klienta, postanowiłam coś takiego założyć. :) W skrócie - na tę kartę zbiera się pieczątki, które potem wymienia się na kosmetyki, itd. Zamierzam kupić tam jeszcze parę rzeczy, więc może kiedyś uda mi się taka wymiana. :D

Płukanka octowa z malin - malutka buteleczka, ma zaledwie 150ml. Spodziewałam się czegoś większego. Za to zapach ma cudowny. <3 Użyłam jej tylko raz i włosy były gładkie i bardziej błyszczące niż zazwyczaj. Ciekawostka - mimo że to płukanka, należy spłukać ją letnią wodą.

Jedwabisty szampon odżywczy - regeneruje włosy suche i zniszczone, zapewnia im elastyczność,  gładkość i połysk. Nie zawiera silikonów, parabenów ani SLS. Ma za to ammonium lauryl sulfate, a że nie znam się na składach, nie mogę powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. ;)

No i próóóóbki! :D


1. Serum Vegetal wypełniające zmarszczki - błyskawicznie napina skórę wygładzając zmarszczki i bruzdy.
2. Anti-age Global, krem na dzień - chroni i regeneruje skórę, wygładza zmarszczki.
3. So Elixir Purple, woda perfumowana - połączenie wyciągu z Tuberozy i olejków eterycznych w kwiatowo-drzewnej kopozycji.
4. Żel S.O.S. Detoks - modeluje i wysmukla sylwetkę.
5. Ovale Lifting, krem na noc poprawiający gęstość twarzy i szyi - odbudowywuje skórę, liftinguje twarz i szyję.
6. Evidence Homme, woda toaletowa - kwiatowo-korzenny zapach.
7. Podkład wygładzający - kremowa konsystencja ukrywa oznaki zmęczenia i wygładza drobne zmarszczki, ujednolica cerę przywracając jej blask; odcień średni beż.

Trochę szkoda, że dostałam aż 3 kosmetyki na zmarszczki, nie jestem pewna, czy chcę ich w ogóle używać. Z tego, co widziałam, ten zestaw jest uniwersalny i dostaje go każdy. Szkoda, że firma nie przemyślała tego i nawet młodym dziewczynom przy zakładaniu karty stałego klienta daje się próbki skierowane do bardziej dojrzałych kobiet. 

Ogólnie jestem z zakupów bardzo zadowolona i planuję w niedalekiej przyszłości wrócić do Yves Rocher. :)

sobota, 14 września 2013

Organique, Glinka Ghassoul (peeling skóry głowy)


Oto glinka, która jest tak fantastyczna i wszechstronna, że można wykorzystać ją jako maseczkę do twarzy, myjadło do całego ciała, a nawet jako peeling skóry głowy. Jako ten ostatni sprawdza się wyśmienicie. :)

Co jest nam potrzebne do wykonania takiego zabiegu? Oczywiście glinka ghassoul i jakikolwiek szampon, który lubimy albo mamy pod ręką. Ja stosuję dwie łyżeczki glinki (pamiętajcie,  żeby nie przyrządzać glinek w metalowych naczyniach ani nie używać do ich mieszania metalowych łyżek) i wylewam tyle szamponu, aby powstała gęsta paćka. Ostatnio użyłam Barwy pokrzywowej, wcześniej jajecznej, i oba szampony dobrze się pieniły po połączeniu z glinką.

Taką mieszankę stosuję jak zwykły szampon, ale staram się ją bardziej wetrzeć w skórę głowy. W trakcie nie czuję żadnego szorowania, drapania, itd. Zazwyczaj szybko myję włosy (robię to zawsze z rana, w pośpiechu) i nie mam czasu na masaże, więc używając takiego peelingu pozwalam sobie na delikatne masowanie, tak przy okazji. :)

Dzięki glince ghassoul włosy i skóra głowy są czystsze. Nie polecałabym jednak takiego zabiegu codziennie, bo to przecież peeling i coś tam jednak zdziera. ;) Moje włosy po glince potrafią zachować świeżość nawet parę godzin dłużej, co jest dla mnie nie lada wyzwaniem. Najlepszy jest komfort psychiczny po takim peelingu. :) Stosując go na twarz (co prawda łączę wtedy glinkę z olejkiem arganowym) czuję się po nim taka gładka i czysta; skóra jest jasna, promienna, dobrze ukrwiona. Mam nadzieję, że moja skóra głowy jest tak samo zadowolona jak twarz. :)

czwartek, 12 września 2013

Mizon, Snail Recovery Gel Cream

Ten niepozorny różowy kremik zawiera aż 74% wydzieliny ze ślimaka. Jest pozbawiony barwników, sztucznych substancji zapachowych i parabenów, ale silikony nie ominęły jego składu. ;) Zawiera za to kwas hialuronowy i ekstrakt z zielonej herbaty - to tak w skrócie.


Jest w postaci półprzezroczystego żelu, który po rozprowadzeniu błyskawicznie się wchłania. Nie pozostawia tłustej warstwy - gdyby nie lekkie uczucie napiętej skóry nie czułabym, że cokolwiek nałożyłam na twarz. :) Mam jednak wrażenie, że po czterech tygodniach używania wysusza cerę. Ostatnio pojawiło się u mnie sporo suchych skórek, a nie używałam nowych produktów. Podczas stosowania tego żelu z rana i kremu z Tołpy na noc moja cera była dobrze nawilżona i nie sprawiała żadnych problemów. Kiedy Tołpa się skończyła, Mizon wszedł na jej miejsce na noc. I chyba wówczas zaczęłam mieć problemy ze skórkami.



Użyty pod krem BB sprawia, że lepiej się rozprowadza (zwłaszcza ten z Mizona, z którym miałam nie lada problem ;)). Sam w sobie żel sprawia, że skóra jest gładka w dotyku, a pory są mniej widoczne - zapewne jest to sprawka silikonów.

Od kiedy zaczęłam używać ślimaka moje pory na nosie zwężyły się i w ogóle nie myślę o własnoręcznym wyciskaniu. :D Nie odważę się na stwierdzenie, że przestały istnieć, ale są mniejsze i bardziej płytkie. Nie zanieczyszczają się aż tak bardzo jak kiedyś. Natomiast rozszerzone pory na policzkach pozostały bez zmian, nadal są duże i widoczne. :<

Zaskórniki zamknięte... Zaczynam wątpić, żeby cokolwiek dało im radę. Raz jest ich więcej, raz mniej. Podczas stosowania Mizona bywały dni lepsze i gorsze. Na szczęście żel nie spowodował podrażnienia ani wysypu, moja cera dobrze go przyjęła.

Czy Mizon ma wpływ na przebarwienia albo spłycenie zmarszczek? Nie wydaje mi się, aby w moim przypadku zadziałał jakoś spektakularnie. W pierwszym tygodniach używania potrafił ukoić zaognione, czerwone wypryski. Dzisiaj używam go jako bazy pod BB, ponieważ super wygładza cerę. Co do zmarszczek mogę wypowiedzieć się tylko na temat tych mimicznych, które zaraz po nałożeniu żelu są spłycone, ale pod wieczór te od uśmiechania niestety robią się widoczne. Nie zauważyłam wpływu na przebarwienia.

Jestem ze ślimaka zadowolona, nie robi mojej cerze krzywdy, nie podrażnia jej, nie powoduje wysypu, ale nie ma mowy o jakichś fantastycznych działaniach. Myślę, że jeszcze nie raz go zamówię, ponieważ świetnie leżą na nim kremy BB. :D

poniedziałek, 9 września 2013

Pierwsze wrażenia po Jantarze

Tak jak myślałam, kozieradka nie jest dla mnie i ewentualnie spróbuję z nią wytrwać podczas bardzo długiej choroby, gdzie będę umierać na potężny katar. Dzięki temu nie będę musiała chodzić z głową "w rosole" i wdychać tego zapaszku. :) Popędziłam więc do apteki i dostałam w końcu Jantar. Póki co jestem po pierwszym użyciu i zostałam pozytywnie zaskoczona. ;)


Dużo o nim czytałam na innych blogach i Wizażu. Prawdę mówiąc byłam nastawiona na totalny przyklap i przetłuszczone włosy. Nie wiem dlaczego, ale zawsze bardziej trafiają do mnie te negatywne opinie i wmawiam sobie, że spotka mnie wszystko, co najgorsze... ^^" Mimo to kusi większość pozytywów i koniec końców zaopatruję się w kosmetyczne cudeńka, mając niestety na uwadze minusy. Za to cieszę się jak dziecko, kiedy należę do grona szczęśliwców, którym dany produkt pasuje. :)

Co z wyżej wspomnianym przyklapem? Ano jest zupełnie odwrotnie, włosy odbiły u nasady i jest ich wizualnie więcej. :D Nie czuję żadnego usztywnienia, ale ten efekt gęstej czupryny jest bezcenny. Niestety podczas aplikacji wypadło mi sporo włosów, ale jest to spowodowane ich słabością. :< Nie czuję, żeby wypadały, po prostu same odchodzą od skóry głowy, wyczesywanie ich nie ma końca... Widok jest dla mnie przerażający, brrr.

Włosy nie wyglądają na tłuste, mam wrażenie, że dłużej zachowują świeżość. Zazwyczaj już parę godzin po myciu zapuszczana grzywka jest przetłuszczona, tymczasem po Jantarze nadal jest czysta i sypka. :) Moim pierwszym skojarzeniem, kiedy zobaczyłam konsytencję Jantaru w butelce, była rycyna. Myślałam, że będzie to lepka, gęsta ciecz. Po wylaniu odżywki na talerzyk okazało się, że ma konsytencję wody.

Użyłam jednej łyżeczki i przedziałek po przedziałku wklepywałam produkt w skórę. Nie masowałam jej w trakcie ani potem, ponieważ powoduje to u mnie wypadanie kolejnych włosów. Taka ilość jest dla mnie w sam raz, nie przetłuszcza, nie powoduje przyklapu.

Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne i pokładam w Jantarze wielkie nadzieje. Póki co nie mogę się doczekać aż miną 3 tygodnie i będę mogła ocenić jego działanie. :)

sobota, 7 września 2013

Pielęgnacyjny plan na wrzesień

Zaledwie od tygodnia pracuję, a moje włosy już zdążyły na tym ucierpieć. :< Mój największy grzech to używanie suszarki: zrobiłam to tylko trzy razy, a moje końcówki zamieniły się w zniszczone sianko. Na drugim miejscu znajduje się lenistwo, po całym dniu nie chce mi się olejować skalpu ani włosów na długości. No i kawa - wróg numer jeden dla cebulek i skóry w ogóle; cztery kubki dziennie to zdecydowanie za dużo, ale jak tu inaczej funkcjonować? Mam wrażenie, że w ciagu tego tygodnia to, co osiągnęłam przez wakacje totalnie się posypało. Włosy lecą, na szczotce znajduję się ich cała garść... Kryzys? Chyba tak. :< 

Naszło mnie pytanie: czy mogę coś zmienić w swojej pielęgnacji? Chciałabym opracować plan, który działałby przy najmniejszym nakładzie pracy i który skrupulatnie wypełniałabym nawet padając z nóg. Zwłaszcza, że praca to pikuś przy tym, co czeka mnie za miesiąc na uczelni.

Dieta

Na pewno postaram się pić maksymalnie 2 kawy dziennie, z czego jedną rano, a drugą w zależności od tego, czy będę jej potrzebowała w ciągu dnia. Oprócz tego postaram się nie pić jej z nudów albo z przyzwyczajenia, co bardzo często mi się zdarza. ^^"

Więcej warzyw! Do każdego posiłku, czy to do kanapek, czy obiadu, najlepiej krajowych. No i tak: energetyczne śniadanie zaraz po obudzeniu się,  a kolacja lekka, względnie bez węglowodanów, dwie godziny przed snem. Kilka posiłków dziennie, nie wiem jeszcze czy uda mi się jeść ich pięć czy cztery, wiadomo jak to z pracą i studiami. I jeszcze bardzo ważna rzecz: powinnam pić dużo wody. Nie soków, nie mrożonych herbat, tylko dobrej, zdrowej, mineralnej wody.

Suplementy - zamierzam dalej brać Humavit, na szczęście twarz zaczęła goić się po wysypie i przynajmniej ona nie powoduje u mnie przygnębienia. Co do wypadania - włosy lecą jeszcze bardziej, nie wiem co jest grane, ale zaczynam już z tego powodu płakać. :( Oprócz tego dalej będę brała żelazo i magnez.

Olejowanie

Dwa razy w tygodniu na długość, czy mi się chce, czy nie. Myślę, że to odpowiednia ilość, która pozwoli mi zachować włosy błyszczące i elastyczne. Póki co zaprzestaję olejowania sklapu, bo chcę zobaczyć jak zachowają się cebulki. Może przerwa od oleju wyjdzie im na dobre i jakimś cudem włosy przestaną wypadać jak szalone...

Wcierki

Dam szansę kozieradce i będę stosowała ją przez dwa/trzy tygodnie zawsze na umytą skórę głowy. Muszę znieść jej zapach i odpowiednio ją dawkować, aby nie przetłuścić skalpu. Jestem naprawdę zdesperowana i liczę na jakiś cud.

Sobota - mini spa

Tego dnia zamierzam dopieszczać włosy i skalp. :) Planuję robić peeling skóry głowy za pomocą szamponu i glinki ghassul, nakładać maseczki, być może robić również parówkę. Wszystkie zabiegi dokładnie opiszę w odrębnych postach, ale na to potrzebuję trochę czasu. W sobotę zamierzam po prostu relaksować się, nie spieszyć, robić przyjemne zabiegi nie tylko na włosy, ale i na resztę ciała. :) 

Inne

Jeśli będę miała czas, aby włosy same wyschły - pozwolę im na to. Podczas suszenia moje włosy lepiej się układają i dodatkowo prostują się. Kiedy schną samoistnie gdzieniegdzie zdarzają się jakieś fale, a zapuszczana grzywka wywija się w górę. W pracy chciałam tego uniknąć, wyglądać dobrze, no i... siano. ^^" Obiecuję, że będę trzymać się z dala od suszarki. I przede wszystkim - nie stresować się tak. Niestety wszystkim się zawsze przejmuję i to działa na niekorzyść zarówno moich włosów, jak i całego organizmu. 

***

Mam nadzieję, że podołam i przezwyciężę mojego lenia. Zwłaszcza, że soboty zapowiadają się bardzo przyjemnie, ale... Dziewczyny, pomóżcie. :< Jestem załamana ilością wypadających włosów. Znacie jakieś dobre szampony, wcierki... cokolwiek?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...